sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 6

Justin
Gdy Mike zdobył ostatni punkt, trener zagwizdał, tym samym ogłaszając koniec półtorej godzinnego treningu.
-Dobra robota chłopaki! Jak tak dalej pójdzie może nawet zagramy w mistrzostwach- uśmiechając się pochwalił drużynę, ale po chwili odezwał się raz jeszcze- Ale musimy wprowadzić parę poprawek. Bieber- zwrócił się do mnie- Nie jesteś sam w drużynie. Wiem, że prawie zawsze trafiasz do kosza, ale podawaj innym piłkę. Może jeszcze na najbliższym meczu wystawimy cię samego, a reszta będzie siedziała na ławce?- trener podniósł rozbawiony brwi patrząc na mnie. Paru kolegów zaśmiało się pod nosem, a ja uniosłem prawy kącik ku górze ocierając pot z czoła.
-Myślę, że dałbym radę- odpowiedziałem żartując na co pan Hill zaśmiał się nie komentując tego więcej.
-Young, Royle, to nie jest kółko znajomości i ploteczek. Macie w stu dziesięciu procentach dawać z siebie wszystko na treningach i na meczach. Jesteście dobrymi graczami, ale lepiej by było gdybyście poświęcali więcej czasu na ćwiczenia nóg i rąk, a nie języka- powiedział, a ja uśmiechnąłem się kpiąco słysząc jego słowa na temat tych dwóch idiotów
- Caple, szybciej podawaj piłkę i… to chyba wszystko. Już was nie zamęczam, idźcie wreszcie!- rozkazał machając ręką w stronę szatni.

Po przeczesaniu włosów palcami założyłem czerwonego full capa i przekładając sobie czarną torbę ze strojem sportowym przez ramię, wyszedłem z szatni. Nasze liceum było bardzo duże. Liczyło około 50 klas i na to około 1.300 uczniów, więc zanim doszedłem do mojej szafki, minąłem parę korytarzy i toalet, lecz przed jednej z ciekawości zatrzymałem się słysząc znajome głosy.
-Wpadniesz kiedyś. Im dłużej to ciągniesz, tym ona bardziej ci nie wybaczy…- szeptał Kyle.
-Przestań mi pieprzyć o Heaven! Znalazłeś sobie swój nowy ulubiony temat?! O niczym się nie dowie, już niedługo skończę z Emily i wszystko wróci do pionu- warknął nie ukrywając złości Kevin- sorry, ale teraz idę do Emily i nie próbuj mnie powstrzymywać- dokończył, a po chwili usłyszałem ciężkie kroki zbliżające się w drzwi i moją stronę. Szybko cofnąłem się z siedem metrów w tył udając, że dopiero tędy przechodzę. Kevin widząc mnie zmrużył oczy i nie mówiąc ani słowa, zniknął za rogiem korytarza. Jaka Emily? Co on kombinuje? O czym Heav się nie dowie i czemu miałaby mu nie wybaczyć? stado myśli przebiegało mi przez mój przemęczony już dzisiaj mózg. Zmarszczyłem brwi rozważając śledzenie go i po paru sekundach moja głowa obrała właśnie ten kierunek. Po chwili Kevin wszedł do klasy po prawej stronie i rozglądając się zamknął za sobą drzwi. Gdy wyszedłem zza szafki, skradając się podszedłem do klasy w której chłopak zniknął. Każde drzwi od klasy miały okienko u góry, więc musiałem uważać, żeby się nie wychylić. Próbując podsłuchać co się tam dzieje, przyłożyłem jedno ucho do drzwi, ale nie za bardzo pomogło. Mimo wszystko zdziwiło mnie gdy usłyszałem kobiecy głos. Kompletnie nie słyszałem o czym rozmawiają, ale z pewnością drugą osobą była jakaś dziewczyna. Może Heaven? Ale co ona miałaby robić o tej porze z Kevinem w klasie? Ponieważ byłem ciekawskim typem człowieka, postanowiłem zaryzykować i powoli wychyliłem głowę. To co zobaczyłem całkowicie wymyło ze mnie jakiekolwiek dobre zdanie o Kevinie. Jakiekolwiek. Rozłożona na ławce pani Evans wydawała się nadzwyczaj podniecona przez dotyk mokrych pocałunków składanych na jej obojczyku przez Kevina i przez jego rękę wsuniętą pod jej koszulkę. Nie było szans żeby mnie zobaczyli, byli za bardzo zajęci swoimi sprawami. Korzystając z okazji szybko wyjąłem iPhone’a i włączyłem aparat. Heaven niedługo pożegna się z swoim chłopakiem.
Heaven

Będąc w szkolnym wolontariacie byłam czasami narażona na szkolne nadgodziny np. robienie gazetek, dekorowanie sal na bale pomagając samorządowi szkolnemu. W tej chwili jedyne co musiałam zrobić to gazetkę o zbliżających się wakacjach, o bezpieczeństwie itd. Wbijając szpilki w ogromną tablicę korkową nuciłam sobie piosenkę zespołu The Pretty Reckless "Just Tonight" która rozbrzmiewała w moich słuchawkach przez co nic nie słyszałam poza muzyką. Omal nie dostałam zawału gdy ktoś niespodziewanie złapał mnie za biodra i pociągnął w dół, delikatnie odstawiając na ziemię.
-Dupku!- krzyknęłam widząc, że osoba, która mnie zaskoczyła to Kevin. Położyłam dłoń na mojej piersi uspokajając oddech i przyśpieszone bicie serca. Usiadłam na ławce, na której stałam chwilę temu i popatrzyłam na Kevina wzrokiem mówiącym ‘’czyś ty oszalał idioto?’’. Ostatni raz odetchnęłam głośno, po czym powiedziałam patrząc na chłopaka.
-Nienawidzę cię.
-Przepraszam- zarechotał Kevin przysuwając się do mnie ze swoim seksownym uśmieszkiem. Rozsunął moje wiszące z ławki nogi, po czym stanął pomiędzy nimi i biorąc moją brodę w dłoń, obrócił moją twarz w lewo i pocałował w prawy policzek. Uśmiechnęłam się do siebie, ale gdy chłopak
cofnął głowę, żeby na mnie spojrzeć szybko zachowałam powagę nie pokazując mu, że się tak od razu dałam i że mu wybaczyłam. Kevin parsknął i jakby zadowolony z siebie złapał mnie za policzek i lekko nim pociągnął.
-Masz rumieńce- powiedział uśmiechnięty.
-A weź spadaj- burknęłam, po czym wysunęłam się z jego objęć i zaczęłam zbierać porozwalane po ławce pinezki. Kevin westchnął i już po chwili byłam zmuszona stać w jego objęciach, z twarzą przy twarzy.
-Oj no weź…- mruknął ocierając swoim nosem zarys mojej szczęki, na co zadrżałam. Kevin zawsze doprowadzał mnie do stanu podniecenia. Poczułam jak na moją twarz znowu wylewa się rumieniec. Kevin podniósł głowę
- Wybacz mi- powiedział drażniąco i złączył nasze usta w pocałunku. Zamknęłam oczy pod wpływem rozkoszy. Czy wspominałam, że mój chłopak świetnie całuje? Chyba tak. Nie minęło nawet dziesięć sekund, a nasz pocałunek znacznie się pogłębił. Kevin złapał mnie za uda i lekko podrzucił, co skutkiem było, że siedziałam rozkrokiem na ławce nadal się całując. Powróciłam na ziemię gdy poczułam długą chwilę później ciepłą dłoń chłopaka na moim biodrze, wcześniej wsuniętą pod moją koszulkę. "Zaraz zaraz, jesteśmy w szkole"- pomyślałam i oderwałam się od Kevina. Ten spojrzał na mnie pytająco, ale po chwili można było dostrzec w jego oczach zrozumienie. Wyprostował się, a ja poprawiając bluzkę, zeszłam z ławki. Nagle coś mi się przypomniało.
-Pamiętasz, że byliśmy dzisiaj u mnie umówieni?- spytałam patrząc na niego z powagą.
-No pamiętam- uśmiechnął się po czym zwilżył usta językiem.
-A pamiętasz, na co się umówiliśmy?- uniosłam jedną brew
ku górze i skrzyżowałam ręce na piersi, nadal uważnie na niego patrząc.
-Na… no, ten- zmarszczył brwi nie wiedząc o co mi chodzi.
-Na naukę głupku- zaśmiałam się- ty pewnie jak zwykle o
jednym- pokręciłam głową.
-No a o czym?- chłopak znowu zwilżył wargi nadal mi się przyglądając- nie możemy tego przełożyć?- jęknął.
-Nie- powiedziałam stanowczo- W poniedziałek masz sprawdzian z matmy, od którego zależy twoje zagrożenie. Masz trzy dni, a prawdopodobnie nic nie umiesz.
-Okej, okej… W takim razie…- Kevin zwinnie się obrócił, złapał mnie za uda i podrzucił. Po chwili wisiałam na jego plecach jak małpa-… idziemy. Chłopak skierował się w stronę wyjścia, a po szkolnych korytarzach roznosił się mój śmiech.
Kevin

-Skończyłeś?- spytała Heav gdy odłożyłem długopis i ziewnąłem.
-Ta- mruknąłem. Heav nieufnie zmarszczyła brwi i przyciągnęła do siebie kartkę ze zrobionym przeze mnie zadaniem. Przez chwilę mruczała pod nosem i jeździła tyłem długopisa po moich obliczeniach, aż w końcu uniosła brwi jakby zdziwiona, odłożyła długopis i wyprostowała się.
-No... Dobrze- pokiwała głową- bardzo dobrze- popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się.
-Czyli rozumiem, że już skończyliśmy?- spytałem odwzajemniając uśmiech.
-Tak- westchnęła i wstała z krzesła, ale ja szybko złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem w swoją stronę. Wciągu sekundy siedziała już na moich kolanach i śmiała się rozbawiona, gdy wtuliłem twarz w jej szyję obejmując ją moimi ramionami.
-Poróbmy coś- zamruczałem trochę znudzony i zmęczony nauką matematyki.
-Hmm...- zachichotała- ...ej?- mruknęła, a ja byłem pewny, że zrobiła zamyśloną minę.
-Co?- spytałem.
-To nie dzisiaj te wyścigi?
-No dzisiaj- odpowiedziałem prostując się i patrząc na nią.
-W takim razie chodź, pomożesz mi wybrać strój!- rozkazała z entuzjazmem, wstała i pociągnęła mnie za ręcę, prosząc tym samym, abym wstał.
-O nieee...- jęknąłem i niechętnie wstałem.
-Nie marudź.
Heav podeszła do szafy, otworzyła ją i zaczęła grzebać w ciuchach. Podszedłem ją od tyłu i znowu oplotłem ją, opierając się brodą o jej lewe ramie. Ona uśmiechnęła się lekko, obróciła głowę w moją stronę i cmoknęła w usta, po czym zaśmiała się cicho, zrzuciła z siebie moje ramiona i wróciła do szukania odpowiedniego stroju na moje samochodowe wyścigi. Westchnąłem, cofnąłem się dwa kroki w tył i zacząłem z nudów przyglądać się pokojowi Heav, chociaż znałem go na pamięć. Ściany koloru blado-pudrowego różu były dobrze dopasowane do białych, eleganckich i trochę staroświeckich mebli. Jeden skrawek ściany był poobklejany setką zdjęć. Na niektórych byłem ja, ale większość ujawniała wspomnienia z wycieczek do Hiszpanii, Grecji i innych różnych krajów spędzonych z rodzicami. Nad zawalonym biórkiem wisiał plakat zespołu The Pretty Reckless, którego Heaven słucha odkąd pamiętam. Dwuosobowe łóżko stojące w rogu pokoju również miało białe obramowanie i po za tym było bardzo wygodne- nie raz miałem okazję je przetestować. Uśmiechnąłem się na nasze wspólne wspomnienia z tego pokoju... Zachichotałem w duchu. Wróciłem wzrokiem do Heaven. Wyciągała się stojąc na palcach, by dosięgnąć czegoś z najwyższej pułki Bluzka ujawniła dolną część jej pleców i zaokrąglone biodra. Pożerałem ją wzrokiem. Była cholernie seksowna. Jej kształty po prostu syciły oczy, ale nie do końca. Pragnąłem odkryć więcej jej ciała i cieszyć się jego widokiem... Podszedłem do Heav i opierając się pokusie złapania ją za biodra, lub podwinięcia bluzki wyżej spytałem:
-Pomóc?
-O tak, mógłbyś- stęknęła i wróciła do naturlanej pozycji.
-Co mam zdjąć?- marsząć brwi bez problemu przebierałem warstwami ubrań.
-Ten top w czarno białą kratkę- zachichotała. Dosięgnąłem ciuch, po czym wyjąłem go i rozwinąłem, a moje źrenice znacznie się powiększyły. Top, oczywiście jak to top, miał zakrywać tylko piersi co dało mi obraz ubranej w to Heaven.
-Chcesz to założyć?- uniosłem jedną brew do góry przyglądając się dziewczynie.
-No tak- odpowiedziała i sięgnęła po top wiszący w mojej ręce, ale szybko uniosłem go wysoko do góry, tak, że Heav nie miała do niego dostępu.
-O co ci chodzi?- zaśmiała się podskakując aby odzyskać własność.
-Pomogę ci to ubrać- powiedziałem, na co Heav przestała skakać i popatrzyła na mnie z rumieńcami na twarzy po czym parsknęła śmiechem- była straszną śmieszką, szczególnie przy mnie. Zamknęła szafę i obróciła się do mnie opierając się o mebel. Na jej twarzy widniał ponętny uśmieszek. Zawinąłem top na nadgarstku po czym zbliżyłem się całkowicie do Heaven, wziąłem jej twarz w moje dłonie i złączyłem nasze usta w pocałunku. Pragnąłem tego od paru godzin, w tej chwili wręcz się do tego paliłem, więc nawet nie panowałem co i jak robię. Pocałunek był namiętny i subtelny. Heav wplątała w palce moje włosy, a ja zjechałem rękami z jej policzków, po ramionach do ud. Podsadziłem ją, a ona oplotła mnie swoimi nogami. Mocniej przycisnąłem ją do szafy, aby się nie wyśliznęła. Nasz pocałunek znacznie zwiększył poziom namiętności i podniecenia między nami. Oboje mocno dyszeliśmy nie przerywając czynności, ale w końcu doszedłem do wniosku, że zdecydowanie wygodniej będzie na łóżku. Nadal trzymając ją w ramionach opleciony jej udami oderwałem się od szafy i zaniosłem ją w stronę miękkiego posłania. Położyłem ją tak, że znalazła się pode mną. Rękami wróciłem do jej bioder i dopasowałem się do nich. Zacząłem jechać nimi w górę podwijając jej bluzkę, ale po chwili zorientowałem się, że Heav ma na sobie koszulę na guziki. Zacząłem je odpinać. Nasz pocałunek ani trochę nie zmniejszył swej zachłanności, wręcz przeciwnie- z minuty na minutę było coraz lepiej. Uniosłem się, a za sobą pociągnąłem Heav, tak, że teraz oboje siedzieliśmy rozkraczeni naprzeciw siebie. Zsunąłem z jej ramion koszulę i już chciałem znowu ją położyć, ale dziewczyna szybko złapała za dwa skrawki mojego T-shirtu i pociągnęła je w górę. Uniosłem ręce do góry, żeby jej pomóc. Rzuciła odzież gdzieś na łóżko po czym wtuliła się we mnie znowu łącząc nasze usta. Oblizała językiem moje wargi prosząc o pozwolenie, a ja bez wahania otworzyłem je i po sekundzie znowu wymienialiśmy się śliną. Oderwałem się od niej i przejechałem czubkiem nosa po zarysie jej szczęki, na co Heav odchyliła głowę nadal dysząc. Zacząłem składać na jej szyi krótkie, delikatne pocałunki. Polizałem mały odcinek jej skóry na ramieniu, po czym lekko dmuchnąłem zimnym powietrzem w to samo miejsce. Heav zachichotała cichutko, bo najwyraźniej to ją łaskotało. Zaśmiałem się tak, że mój tors cały się zatrząsł na co dziewczyna zawtórowała mi równie głośnym śmiechem. Po chwili wtuleni w siebie po prostu się śmialiśmy, jakby bez powodu.
-Kocham cię- powiedziała mi przy uchu, bo jej głowa spoczywała na moim ramieniu.
-Ja ciebie też- odpowiedziałem, podniosłem jej głowę i pocałowałem ją czule i delikatnie w usta. Przerwałem pocałunek i uśmiechnąłem się do niej. Ona odwzajemniła uśmiech. Odwróciła się do mnie plecami i powiedziała śmiejąc się:
-Załóż mi w końcu ten top.
Skrawek materiału leżał obok mnie na łóżku. Podniosłem go, odwinąłem i położyłem wyprostowany na moim udzie. Odgarnąłem jej włosy z pleców i zarzuciłem za prawe ramię. Moje palce powędrowały do zapięcia jej stanika. Delikatnie i z wprawą odpiąłem go i zsunąłem. Heav zdjęła go do końca.
-Podnieś ręce  mruknąłem, a ona zrobiła o co prosiłem. Podniosłem top i wcisnąłem go przez jej głowę. Heaven wstała i zaczęła zakładać resztę stroju. Czarne, jeansowe szorty i również czarne obcasy nadały jej większego seksapilu. Efekt był perfekcyjny.
-Ubierz T-shirt, musimy wychodzić- powiedziała zakładając skórzaną kurtkę i poprawiając włosy. Przed chwilą wyszła z łazienki z ciemnym, ale lekkim makijażem zupełnie gotowa. Założyłem koszulkę, buty i po minucie byliśmy już na zewnątrz przed moim autem.

Heaven
Kevin zatrzymał się na niedużym placu parkingowym otoczonym przez obskurne, opuszczone hurtownie. Wychodząc z samochodu odniosłam dziwne wrażenie, że nie jestem tutaj pierwszy raz. Deja vu, które natychmiast wywołało na moich ramionach gęsią skórkę.
- Nie bój się.
Zerknęłam na Kevina. Wyglądał na strasznie wyluzowanego, mimo że to on zaraz będzie pędził przez najniebezpieczniejsze ulice Los Angeles. Ta jego pewność siebie była czasami nie do zniesienia.
- Nie boję się - skłamałam i odwróciłam wzrok zaciskając wagi w wąską linię. Przebiegłam wzrokiem po uczestnikach i ich sportowych samochodach. Tutaj rolę grały pozłacane felgi, tuningowana karoseria i jak najgłośniejszy silnik, który miał za zadanie odstraszyć konkurencję. Całkiem przerażający dźwięk, ale próbowałam zachować zimną krew.
- Właściwie dlaczego to robisz? Nie masz z nimi szans, spójrz tylko - gestem ręki objęłam plac, któremu się przyglądaliśmy. Samochód Kevina ani trochę nie zaliczał się to tych drogich zabawek.
Chłopak spojrzał na mnie, a na jego czole pojawiły się delikatne rysy zmarszczek.
- Robię to dla nas - odparł.
Po chwili ciszy zauważył, że czekam aż rozwinie myśl, więc kontynuował.
- Pięćset dolarów piechotą nie chodzi, Heav. Kiedy wygram, możemy w końcu zamieszkać razem. Będzie super, mówię ci - ujął moje dłonie i uścisnął je mocno
- Nie musisz tego robić. Poza tym rodzice na bank mi nie pozwolą, muszę skończyć studia - powiedziałam krzywiąc się.
Wywrócił oczami, jakby spodziewał się moich słów.
- Rodzice nie muszą wiedzieć.
- Kevin, to jest szalone! Nie można tak - zmarszczyłam brwi.
Musnął moje wargi, tym samym uciszając mnie na dobre.
- Wszystkim się zajmę, po prostu mi uwierz, dobra? - przyjrzał mi się uważnie, oczekując na moją reakcję, jednak ja ani drgnęłam. Chłopak obudził we mnie tyle negatywnych emocji, że nie potrafiłam już jakkolwiek się odezwać. Jego pomysł był dla mnie totalną pomyłką. Wszystko co powiedział wydawało mi się mało realne, ale skoro go kocham - nie pozostaje mi nic innego jak mu zaufać. Mimo wszystko wciąż uważałam, że to idiotyzm.
Nagle jego uścisk stał się mocniejszy. Przysunął mnie do siebie z taką siłą, aż na moment wstrzymałam oddech.
- Trzymaj się blisko Kyle'a okej? - szepnął mi do ucha, uważnie patrząc w stronę Justina, który stał z założonymi rękami opierając się o maskę swojego Lamborghini. Tym razem nie miał żadnego nakrycia głowy, ale jego oczy wciąż przysłaniały ciemne Ray Bany, mimo że słońce już dawno schowało się za horyzont. Co chwila wymieniał z kimś kilka zdań, przy czym rozglądał się na boki z miną jakby to on robił tu największą furorę. Jakby był świadomy, że tutaj rządzi. Że to jego teren.
Nabrałam gwałtownie powietrza i wyswobodziłam się z uścisku Kevina
- Dam sobie radę, nic mi nie będzie
- Choć raz zrób to o co cię proszę! - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. - Nie chcę, żeby coś ci się stało.
I kto to mówi. Mruknęłam w myślach i wydałam z siebie ciche westchnięcie. Chłopak nachylił się nade mną i złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
- Ja wiem... - spuściłam głowę.
- Zaczynamy! Przygotujcie się! - krzyknął wysoki, dobrze zbudowany, czarnoskóry mężczyzna obwieszony kilkoma złotymi łańcuchami i wytatuowany po samą szyję - główny sędzia zawodów. Od razu wzbudził we mnie obrzydzenie. Sędzia nie powinien stać po czyjejś stronie, a sądząc po jego stanie majątkowym, już pewnie nie raz brał w łapę.

- Ostrożnie, błagam - szepnęłam obserwując jak Kevin wsiada do samochodu i kieruje się w stronę startu.
___________________________________

przepraszamy że tak długo! mianowicie Oli padł laptop akurat w trakcie pisania rozdziału i niestety nie dało się już czegokolwiek odratować. ah ta złośliwość rzeczy martwych...
i mamy do was malutką prośbę  -  jak ktoś nie komentuje to niech napisze chociaż na Twitterze do którejś z nas ''czytam'' czy coś w tym stylu. 

No ale miło byłoby poczytać wasze opinie co do rozdziału :) <3

czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 5

Heaven

~ tego samego dnia, wieczorem ~ 

Jeszcze po południu nic nie zapowiadało takiego urwania chmury. Wychodząc od Lizz czułam zimny powiew wiatru i widziałam nadchodzące z północy ciemnoszare chmury zwiastujące burzę, więc przyśpieszyłam kroku, ale to wcale mi nie pomogło. W ciągu zaledwie kilku minut znalazłam się w samym centrum ulewy. Nic piękniejszego. Z torbą nad głową, która prawdę mówiąc w ogóle nie chroniła mnie przed deszczem, (dziwne, prawda?) prułam przed siebie to przeskakując kałuże, a to wpadając w nie z pluskiem.
Pisk opon, który rozbrzmiał jakby znikąd, nakazał mi gwałtownie przystanąć.
- Hej Heav! - krzyknęła postać siedząca za kierownicą białego Ferrari. Przyjrzałam się jej bliżej, bo przez ulewę widziałam tylko rozmazany, zamglony kształt. Zdziwiło mnie, że zna moje imię. Wtem znów usłyszałam głos
- Dokąd idziesz? - oparł łokieć o otwarte na oścież okno, poprawiając swojego czerwonego full capa. Zmarszczyłam czoło rozpoznawszy Justina. Tego samego Justina, który w zeszły piątek próbował poderwać mnie na imprezie. Justina, o którym mówił mi Kevin i z którym nie powinnam mieć nic do czynienia.
- Nie wiem czy to powinno cię interesować - przeszłam obok niego obojętnie, jednak Justin widocznie nie uznał tego za pożegnanie.
- Idziesz do domu?
Zacisnęłam dłonie w piąstki i zwróciłam się w jego stronę. Już otwierałam usta, by go spławić, ale ten zaczął pierwszy
- Chyba nie chcesz dalej iść w ten deszcz?
Złożyłam ręce na piersiach
- Co masz na myśli? - uniosłam jedną brew ku górze nie bojąc się spojrzeć mu w oczy. Były duże i bystre, a do tego cholernie tajemnicze. Jakby chłopak tylko wydawał się być taki uprzejmy. Co jak co, ale znam się na ludziach. Poza tym widziałam jego zachowanie na imprezie, mogłabym teraz snuć masę obaw dotyczących jego osoby.
- Podwiózłbym cię. A ty myślałaś, że co? - zmarszczył czoło
- Nie wiem. Pojawiłeś się tak nagle...
- Nie ma sprawy, miłego spaceru - chwycił kierownicę, a szyba powoli podniosła się do góry. Wtem bure niebo przecięła ogromna błyskawica. Podskoczyłam przerażona i podbiegłam do samochodu Justina.
- Dobra okej! - zajęłam miejsce obok kierowcy i zapięłam pas. Serce waliło mi jakbym zaraz miała dostać palpitacji. Słysząc śmiech, odwróciłam głowę w stronę chłopaka.
- Przepraszam, to jest aż tak zabawne? - syknęłam.
- Co? To, że  wyglądasz jak zmokła kura, która boi się burzy? Owszem - odparł odpalając silnik. - Naprawdę myślałaś, że mógłbym cię śledzić? - przyjrzał się mi uważne.
Zacisnęłam wargi w wąską linię, wzruszając ramionami.
- O tej porze kręcą się tu różni ludzie. Nie znam cię tak dobrze, a twój wjazd...
- ..to mój znak rozpoznawczy - dokończył za mnie.
Zmarszczyłam czoło
- Rozumiem, że w tej chwili mam do czynienia z piratem drogowym? - zapytałam. Justin pokręcił głową rozbawiony
- Tylko żartowałem.
- Ah, czyli po prostu chciałeś mnie wystraszyć? - uniosłam brew.
Przekręcił głowę w bok, głęboko nad czymś myśląc
- No, można to tak ująć - odparł.
Westchnęłam opadając na fotel. Kiedy Justin spytał w którą stronę ma jechać, podałam mu trasę do swojego domu. Wciąż miałam w głowie słowa Kevina, ale on przecież nie musi wiedzieć, że Justin mnie podwiózł. Jeśli miałby wyrzuty o coś tak błahego, wyszedłby w moich oczach na idiotę.
- Chyba twój telefon... - chłopak zerknął kątem oka na moje spodnie. Z tego wszystkiego wcale nie czułam, że od paru chwil wibruje.
Wyciągnęłam komórkę jak najszybciej się dało i odebrałam nawet nie zerkając wcześniej na wyświetlacz.
- Halo?
- Kochanie? Gdzie jesteś? Miałaś wrócić na kolację, a jest już dobrze po ósmej - usłyszałam mamę i natychmiast wywróciłam oczami. Dlaczego musi mi to robić? Mam już 17 lat, jestem prawie dorosła, a traktuje mnie jak małą dziewczynkę. To naprawdę denerwujące.
- Już wracam do domu. Zasiedziałyśmy się z Lizz, wiesz, te nasze sprawy... - poczułam na sobie ciekawski wzrok Justina. Zagryzłam wargę. - Mamo, muszę kończyć, jestem w samym centrum burzy. Do zobaczenia, kocham cię, pa - rozłączyłam się.
- Ciebie też? - spytał. Zerknęłam na niego ze znakiem zapytania wymalowanym na twarzy
- Co takiego?
- Dręczy nadopiekuńcza mama - wyjaśnił.
Stłumiłam w sobie śmiech.
- Trochę, czasami. Wiem, że bardzo mnie kocha, ale mogłaby przystopować. Robi mi siarę. Wszędzie muszę być punktualnie, wszędzie musi panować porządek, a kiedy długo nie wracam, dzwoni tyle razy, dopóki nie odbiorę - oparłam głowę o zagłówek fotela i przymknęłam powieki.
Znów usłyszałam jak się śmieje.
- Moja mama ma bzika na punkcie mebli i innych pierdół sprowadzanych z różnych części świata. Czy to Afryka Południowa czy Europa czy Bliski Wschód, zawsze naprzywozi masę pamiątek. I traktuje je jak wystawę w muzeum. "Nie dotykaj, bo pobrudzisz!", "Zdejmij nogi z tego stołka!", "Gdzie po tym dywanie w butach!" - przyznał i westchnął ciężko. - Ale jeśli chodzi o prywatność, dałem jej do zrozumienia, że jestem już prawie pełnoletni. Zrozumiała.
- Przynajmniej tyle - odparłam patrząc na niego z rozbawieniem. - U mojej mamy wszystko musi chodzić sprawnie jak w zegarku. Jest strasznie obowiązkowa i pilna. Robi mi wyrzuty nawet kiedy wrócę do domu pół godziny po czasie - jęknęłam.
- To chyba już u rodziców normalne. Martwią się o nas i tak dalej. Doceniam to, bo widzę jak trudno wychowywać trójkę dzieci samotnie - spoważniał, zaciskając palce na kierownicy.
Otwierałam usta, by zadać cisnące mi się na usta pytanie, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. No bo co mogłam powiedzieć? "Aaa... twój tata przecież siedzi w więzieniu, prawda? Jak się z tym czujesz? To musi być straszne wiedząc, że ma się ojca gangstera. Na pewno za nim tęsknisz. Ale z drugiej strony masz wiele znajomości, niezłą obstawę. Czyż to nie wspaniale?" Brzmi gorzej niż kretyńsko. Co ja mogę wiedzieć o zasadach, jakimi rządzą się prawa ulicznych gangów? Jestem szarą dziewczyną z Los Angeles, dla której ważne jest zaliczenie szkoły i pójście do dobrego collage'u. Dla Justina na pewno liczy się zupełnie co innego. W ogóle co ja do cholery robię w jego samochodzie?!
- Co tak zamilkłaś? - odezwał się po chwili i zerknął na mnie kątem oka.
Wzruszyłam ramionami.
- Mów coś - dodał. - Nie lubię takiej ciszy
- Co mam mówić?
- Nie wiem, cokolwiek - rzucił wbijając wzrok w ciemność przed sobą. - Z reguły ludzie pytają się mnie o wiele rzeczy. Związanych z moją przeszłością, rodziną... A ty wcale nie pytasz - zauważył.
- Bo mnie to nie interesuje - odparłam krótko. Oderwał wzrok od drogi by przyjrzeć mi się uważniej.
- Albo Kevin już ci wszystko powiedział. Widziałem jak wychodziłaś razem z nim w piątek. Bardziej uwierzę w to niż, że nie interesuje cię moja osoba.
Zmarszczyłam brwi nie wierząc własnym uszom. Mimo, że faktycznie wiedziałam o nim ciut więcej niż się tego wcześniej spodziewał, był chyba pierwszą osobą z takim poczuciem wartości, którą zdarzyło mi się poznać.
- No przyznaj mi rację. Nie jestem idiotą. Znam Kevina. Wiem jaki jest - uśmiechnął się z pogardą. - Co ci o mnie powiedział?
Złożyłam ręce na piersiach odwracając wzrok. Zauważywszy rząd domków jednorodzinnych, odetchnęłam z ulgą i podziękowałam Bogu za taką przychylność.
- To jest już mój dom - odparłam, kiedy podjechał pod właściwy adres. Pociągnęłam klamkę do siebie i pchnęłam drzwi auta, ale nie otworzyły się. Spróbowałam jeszcze raz. Ten sam efekt. Spojrzałam na Justina zdezorientowana.
- Nie wygłupiaj się, otwórz drzwi!
Chłopak siedział spokojnie, a na jego twarzy malował się uśmiech. Kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi, ale przy drzwiach mojego domu nie ma prawa nic mi zrobić.
- Bez paniki zmokła kuro - zaśmiał się pod nosem, wysiadając na zewnątrz. Co on do cholery wyprawia? Miałam tylko szybko wyskoczyć z samochodu i pobiec do domu. Teraz najgorsze żeby zobaczyli nas moi rodzice.
Justin obszedł samochód i otworzył przede mną drzwi po czym chwycił moją dłoń. Stanęłam przed nim. Deszcz przestał już padać. W rozrzedzonym powietrzu unosił się przyjemny zapach wilgoci. Ten który czuje się zaraz po odejściu burzy. Równie przyjemne byłoby znalezienie się już w domu, a chłopak jak stał tak stał, trzymając moją dłoń w lekkim uścisku. Jego wzrok lustrował moją twarz aż w końcu zatrzymał się w moich oczach. Justin był nieco niższy od Kevina, więc nie musiałam zadzierać głowy do góry, żeby na niego spojrzeć.
Coś intrygującego było w jego spojrzeniu. Kryło w sobie wiele tajemnic, które maskował egoistycznymi odzywkami i niewyobrażalną chęcią bycia kimś ważnym, budzącym respekt i uznanie. Nigdy nie widziałam czegoś podobnego. To, kim jest Justin, budziło we mnie lęk. Chociażby przez jego zachowanie. Raz próbuje być dżentelmenem, raz dobrym kumplem, z którym można pogadać o wszystkim, a raz oschłym dupkiem patrzącym tylko na czubek swojego nosa. Tyle mogłam wywnioskować po naszym dzisiejszym krótkim spotkaniu. Nie wiem w co on pogrywa, ale wcale mi się to nie podobało.
- Do zobaczenia, Heav - mruknął nonszalancko, muskając wierzch mojej dłoni. Uniósł kącik swoich ust ku górze, zapewne zauważając, że się rumienię.
Cholera.

Kevin

Zasłaniając sobie uszy poduszką wydarłem się słowem ‘’kurwa’’ na cały dom. Jak taka mała dziewczynka, która nie ma nawet roku, potrafi swoimi donośnymi krzykami obudzić cały dom? Nie, czekajcie. Obudziła tylko mnie, bo wspaniałomyślni rodzice zapomnieli, że mają syna i wsadzili tą piszczałkę do jego pokoju. Jakbym zapomniał. Po żadnej reakcji na mój krzyk, zerwałem się z łóżka i w ciągu kilku sekund znalazłem się w sypialni rodziców.
-Co do...
-Albo zabierzesz tego bachora z mojego pokoju albo wypierdolę je przez okno- wycedziłem zdenerwowany wpatrując się w rodziców z furią w oczach.
-I na około się pieprzycie! Macie już trójkę dzieci na głowie i może za miesiąc powiecie mi, że matka jest w ciąży?!- krzyczałem już wytrącony z równowagi, chociaż starzy nie odezwali się jeszcze ani razu - Jeśli po wróceniu ze szkoły to łóżeczko będzie nadal stało w moim pokoju, przyrzekam wam, że je rozwalę, wyrzucę, spalę i… nieważne - wyszedłem zatrzaskując za sobą drzwi. Wróciłem do swojego pokoju, rzuciłem oczami na nadal płaczącą Claire i zacząłem się ubierać.
Wciągnąłem na siebie jeansowe, ciemne rurki, zapiąłem czarny pasek, wziąłem czerwony T-shirt do ręki i zszedłem do kuchni. Zajrzałem do lodówki, w której znajdowało się parę szynek, jajek, bekon, ser żółty i marny pasztet kupiony w jakimś pobliskim spożywczaku. Smażąc sobie jajecznicę na bekonie przeklinałem w duchu rodziców i całe moje porąbane życie. Przekleństwa, wyzwiska, a czasami nawet bijatyki w moim domu były na porządku dziennym. Albo ojciec wracał wieczorami pijany, robił awanturę o byle gówno i bił matkę, mnie albo w najgorszym przypadku Bruna- mojego 14-letniego brata. Jest silny, daje sobie radę. Od zawsze byłem dla niego bezpośredni i mówiłem mu całą prawdę o naszej rodzinie. Co prawda pewnie szlaja się z kolegami na jakieś papierosy, ale to już mam w dupie. Nie będę mu tłumaczył co jest dobre a co nie i czy powinien to robić, bo przecież robię to samo. To tak jakbym był płatnym zabójcą i tłumaczył dziecku, że nie można bić się w szkole. To jego życie, ja w jego wieku robiłem gorsze rzeczy. Oczywiście rodziców w ogóle nie obchodzi to co robimy i jak się czujemy, co mnie dziwi ze względu na to, że ciągle się pieprzą.
Teraz moją ambicją jest zamieszkanie z Heaven. Planujemy to odkąd jesteśmy razem. Musi tylko zdać szkołę i wybrać studia o ile się na nie dostanie. Nie musimy mieć wypasionego domu z balkonem, pięcioma pokojami i nie wiadomo czym jeszcze, więc wystarczy mi zwykła praca w jakiejś knajpce.

W intensywnym rozmyślaniu o mojej przyszłości przerwało mi uderzenie w moje prawe ramię przez które od razu znalazłem się na podłodze. Nie zdążyłem nawet podnieść głowy gdy zostałem kopnięty w nogę.  Syknąłem z bólu zaciskając mocno oczy.
-Tom!- mama wparowała do kuchni zakrywając sobie usta dłońmi- Tom, przestań!- wrzasnęła przerażona. Ojciec odwrócił się do niej z mordem w oczach i ruszył w jej stronę. Wiadomo co miało się teraz wydarzyć- matka mu się sprzeciwiła. Jedyną reprymendą jest oczywiście pobicie. Korzystając z okazji, szybko wstałem nie zważając na ból w prawej łydce i rzuciłem się na ojca zanim nawet zdążył dotknąć matki. Pod moim ciężarem mężczyzna się ugiął i spadł ze mną na kafelki. W furii uderzyłem go pięścią w twarz.
-Czy ci kompletnie odbiło?!- krzyknąłem mu prosto w twarz szarpiąc nim- Bij sobie do cholery każdego mężczyznę, chłopaka jakiego chcesz, ale na matkę ani na żadną inną kobietę nie podnoś tych brudnych rąk! Rozumiesz?!- krzyknąłem jeszcze raz uderzając go w twarz. Mężczyzna próbował machnąć ręką, ale nie miał siły tym bardziej, że był po kilku głębszych. Szarpnąłem nim jeszcze raz uderzając jego łopatkami o zimne podłoże. Podniosłem się. Popatrzyłem na matkę. Miała całą zapłakaną twarz. Minąłem ją i Bruna stojącego w progu. nie patrząc żadnemu z nich w oczy. Ruszyłem w stronę przedpokoju. Założyłem na nogi moje czarne adidasy po czym wróciłem do kuchni. Zgarnąłem wcześniej czerwony T-shirt i wcisnąłem go sobie przez głowę. Podszedłem do kuchenki i wyłączyłem gaz na którym smażyła się jajecznica. Przełożyłem ją szybko na talerz i odstawiłem na stół.
-Smacznego Bruno- mruknąłem i po chwili już byłem za drzwiami domu.
Wjeżdżając na parking od razu spostrzegłem Kyle’a opierającego się o murek szkolny i odpalającego papierosa
-Siema- mruknął marszcząc brwi od rażącego słońca i podając mi jedną rękę w geście przywitania, kiedy tylko do niego podszedłem.
-Cześć- odwzajemniłem mocny uścisk i oparłem się obok niego.
-Gdzie ty wczoraj byłeś? Dzwoniłem i nie odbierałeś- stwierdził Kyle zaciągając się tytoniem. Podrapałem się po karku marszcząc czoło i zastanawiając się co powiedzieć.
-Ja… uczyłem się- powiedziałem, jednak niezbyt przekonująco.
-Czego?- prychnął odsuwając papierosa od ust i patrząc na mnie z politowaniem- chemii?
-Stary, musiałem…- westchnąłem na co Kyle pokręcił z dezaprobatą głową.
-Nic nie musiałeś. Jesteś żałosny- prychnął- Prędzej czy później wszystko się wyda i Heav cię zostawi i zanim się obejrzysz ona będzie już z innym.
-Nic się nie wyda, a ona nie będzie z nikim… Może jest atrakcyjna…
-Uwierz mi, to wystarczy. Wszyscy się na nią rzucą. Ładna, atrakcyjna singielka, na dodatek dosyć błyskotliwa i…
-Panie Young! Ile razy mam powtarzać, że na terenie szkoły się nie pali?!- krzyknęła zbulwersowana profesor Burge podchodząc do nas- proszę natychmiast zgasić to diabelstwo- rozkazała na co Kyle wyrzucił papierosa i przydeptał butem. Nauczycielka stała jak wryta w ziemię. Wyglądała jakby zaraz miała dostać palpitacji- Proszę to podnieść!- Wrzasnęła wskazując palcem wskazującym na śmieć.
-Mrówki sobie popalą- wymamrotał pod nosem podnosząc papierosa.
-Słucham? Większej bzdury nigdy nie słyszałam!- powiedziała nadal zła profesor.
-On dzisiaj same głupoty mówi- wyszczerzyłem się po czym odszedłem zostawiając tego palanta z panią Burge.
Kierując się przez szkolny korytarz do mojej szafki zauważyłem plotkujące po cichu Heav z Lizz przed salą kółka dramatycznego. Ta pierwsza wyglądała na lekko zdenerwowaną, chociaż co chwilę na jej ustach pojawiał się nikły uśmiech wywołany komentarzami przyjaciółki. Podszedłem dyskretnie od tyłu Heav i łapiąc ją za boczki, zapytałem:
-O czym tak plotkujecie, dziewczyny?
Gdy poczułem jak moja dziewczyna się wzdrygnęła uśmiechnąłem się triumfalnie obejmując ją w pasie i złożyłem na jej policzku słodkiego całusa na co ona się zaśmiała.
-Gadałyśmy o takim jednym…- odpowiedziała udając poważną.
-Tak? O jakim jednym?- mruknąłem na co Lizz przewróciła oczami.
-Nie o Tobie- fuknęła i uśmiechnęła się z rozbawieniem.
-Mam być zazdrosny?- zaśmiałem się do ucha Heav.
-Sama nie wiem… Widziałeś ten seksowny tyłek Cruze’a?- spytała unosząc brwi.
-Nieee, nie zwróciłem uwagi. Jedyny seksowny tyłek jaki widzę w tej szkole to twój- uśmiechnąłem się. Heav się zaśmiała, a Lizz prychnęła. Popatrzyłem na nią ze zmarszczonymi brwiami.
-Ah… no, twój też jest spoko- stwierdziłem na co dziewczyna nadal była obojętna.
-Widzimy się potem, Heav- mruknęła i oddaliła się od nas.
-Pa!- krzyknęła Heav i wtuliła się we mnie- Tęskniłam.
-Ja też- zamruczałem jej do ucha uśmiechając się lekko i mocniej łapiąc ją w talii- Ale jestem zazdrosny o tego Cruze’a- zrobiłem smutną minkę i obróciłem głowę aby popatrzeć na swoje tyły- Mój tyłek nie jest seksowny?- zmarszczyłem brwi udając zmartwionego i popatrzyłem na nią. Ona wybuchła śmiechem, objęła moją twarz swoimi dłońmi i złączyła nasze usta w mocnym pocałunku.
-Twój jest lepszy- zachichotała opierając się o szafki. Przylgnąłem do niej przyciskając ją do niebieskiego metalu po czym wpiłem się w jej usta
-Tak właśnie myślałem- mruknąłem odrywając się na chwilę od niej po czym wróciłem do poprzedniej czynności. Obejmując jej talię, jedną ręką zacząłem powoli i dyskretnie (tak aby nikt nie zauważył, bo jak zwykle było trochę gapiów, którzy nie mają własnego życia i czerpią przyjemność lub też na odwrót z patrzenia na życie innych) zjeżdżać w dół, aż natknąłem się na jej jędrny pośladek i ścisnąłem go lekko. Poczułem przez chwile znieruchomiałe wargi Heav w moich, ale po chwili wróciła na ziemię zwiększając namiętność pocałunku. Jedną ręką trzymała się mojego ramienia, a drugą karku, masując oba te miejsca. Było świetnie dopóki ktoś nam nie przerwał.
-Ekhem…- w moich uszach zadźwięczał znajomy, rozbawiony głos- Moglibyście się trochę przesunąć? Oderwałem się niechętnie od dziewczyny nadal ją obejmując i popatrzyłem zdezorientowany na Justina stojącego przy nas. Jego wzrok był skierowany na Heaven, a na jego ustach gościł jego słynny uśmieszek.
-Nie możesz pójść sobie gdzie indziej?- warknąłem przyciskając do siebie Heav, żeby pokazać mu, że jest moja, ale ona szybko wyrwała się z mojego uścisku i stanęła za mną, przyglądając się Justinowi.
-Nie, nie mogę. Blokujecie mi szafkę- zaśmiał się i poklepał ręką swoją własność.- To znaczy wiesz… Jeśli nadal chcecie się ślinić, to poczekam sobie i… popatrzę, żeby wiedzieć jak to się robi na przyszłość… z konkretnymi osobami- wyszczerzył zęby w uśmiechu i mrugnął do Heav, na co tej zrzedła mina, ale jednocześnie oblała się rumieńcem. Co ten skurwiel sobie do cholery myśli?!
-Zamknij ryj, Bieber…
-Chodź Kevin - wymamrotała Heav łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w przeciwną stronę. Bez słowa poddałem się jej, bo nie miałem ochoty być w jednym miejscu sekundę dłużej z tym gnojkiem, chociaż byłem bliski uderzenia go z pięści w tą zarozumiałą mordę.
-Do zobaczenia znowu, Heav!- krzyknął Justin nadal się śmiejąc. Usłyszałem dźwięk otwieranej szafki, a po chwili byliśmy już w drugiej części szkoły.

_______________________

Przepraszamy, że tak zwlekałyśmy z tym rozdziałem! To był naprawdę wyczerpujący miesiąc w roku, teraz będzie już z górki. Idą wakacje, więc rozdziały będą pojawiały się o wiele wiele częściej :) 
Nie zapominajcie po przeczytaniu zostawić swojej opinii, to dla nas wiele znaczy <3

+ O kolejnych rozdziałach powiadamiamy każdego, kto komentuje na bieżąco!

wtorek, 7 maja 2013

Rozdział 4


Justin

Obudził mnie narastający ból w czaszce. Przewracając się na drugi bok miałem wrażenie, że jeszcze chwila, a wybuchnie mi głowa. W końcu nie wytrzymałem, podniosłem się z łóżka i usiadłem na jego brzegu. Przeczesałem palcami włosy i rozejrzałem się. Stan pokoju wskazywał na to, że impreza była udana. Nawet bardzo udana. Sięgnąłem po skrawek jasnoróżowego materiału, który wyróżniał się na tle białej pościeli i obejrzałem go dokładnie. Damskie stringi. Był nawet numer telefonu. Niejakiej Maddie naprawdę musiało podobać się to, co robiliśmy tamtej nocy, bo zmieściła na tym małym kawałku chyba z milion serduszek. Z ironią odrzuciłem bieliznę z powrotem. Albo laska jest idiotką i wyszła z domu bez majtek albo wzięła ze sobą drugą parę, bo była pewna, że kogoś zaliczy. Mimo wszystko jej starania poszły na marne, bo ani mi się śni kiedykolwiek do niej dzwonić. Nigdy nie pieprze tej samej dziewczyny dwa razy.
Wziąłem szybki, orzeźwiający prysznic, ubrałem biały T-shirt, czarne spodnie, które zsunąłem lekko z bioder, przez szyję przewiesiłem dwa złote łańcuchy, a na wysuszone i ułożone włosy nałożyłem czarnego full capa odwracając go daszkiem do tyłu. Zszedłem na dół do kuchni. Dookoła panował totalny chlew. Wszędzie walały się puszki po piwie, a dywan w salonie sprowadzony z Persji cały był w rozgniecionym jedzeniu i tłustych plamach. Nie przejąłem się tym zbytnio. Sprzątaczki dawały radę w gorszych sytuacjach, więc i teraz przywrócą ten dom do porządku. Tylko w kuchni było podejrzanie czysto. Otworzyłem lodówkę, wyjąłem z niej karton mleka i wziąłem kilka łyków.
- Dobrze się wczoraj bawiłeś? - spytała Pattie za moimi plecami. O mało co się nie zakrztusiłem.
- Mamo? Nie miałaś przylecieć z Turcji dopiero jutro? - spytałem drapiąc się w potylicę*. Teraz już wszystko jasne. To ona wysprzątała całą kuchnię. Nieuniknione, że zauważyła też ten bałagan w pozostałej części domu.
Dosyć niezręczna sytuacja.
- Kobieta, z którą w Stambule miałam wybierać tkaniny do obrusów na ślubną ceremonię, ostatecznie zerwała zaręczyny. Musiałam wrócić z powrotem. Po co mi tam siedzieć? - odpowiedziała jakby nigdy nic przecierając kuchenny blat. - Zadzwoniłam już po Beth. Przyjedzie tu z ekipą sprzątającą i zajmą się tym chaosem. Justin, jak możesz być tak nieodpowiedzialny? Moje dywany kosztowały fortunę, a ty tak po prostu pozwalasz ludziom na chodzenie po nich w brudnych butach, rzucanie na nie petów po papierosach... Nie wiem czy dobrze robię tak często zostawiając cię samego.
- Mamo, to tylko dywany... - skrzywiłem się
- Inaczej będziesz mówił, gdy sam zaczniesz pracować i zarabiać, mój drogi - odpowiedziała karcąc mnie wzrokiem.
- Okej, okej. Następnym razem w ogóle je schowam
- Nie będzie żadnego następnego razu - poprawiła mnie w mgnieniu oka. Cholerne perskie dywany. Dlaczego musicie być tak kosztowne?
- I Chyba coś ci mówiłam o noszeniu czapek w domu, Justin - ściągnęła mi full capa z głowy.
Jęknąłem wywracając oczami. Była strasznie upierdliwa jeśli chodzi o dobre maniery.
- Ale właśnie wychodzę - wziąłem od niej czapkę i z powrotem nałożyłem ją na czubek głowy. Ruszyłem na korytarz, gdzie wsunąłem na stopy swoje Supry.
- Nie jesz nic? - spytała.
Wydałem z siebie westchnienie pełne irytacji.
- Zjem na mieście - krzyknąłem . Założyłem Ray Bany na nos wyszedłem z domu.
Od kiedy ojciec siedzi w więzieniu, kompletnie jej odbiło. Wciąż znajduje sobie nowe zajęcie, wszędzie jej pełno i stała się strasznie nadopiekuńcza. Chyba wbiła sobie do głowy, że teraz jej zadaniem jest wyżywić całą rodzinę, bo kto inny może to zrobić? Podziwiałem jej stosunek do tego wszystkiego, ale to nie zmienia faktu, że momentami była nie do zniesienia.
Podjechałem pod dom Alexa. Chłopak czekał już na mnie na podjeździe razem z Derekiem i oboje spokojnie podpali sobie zioło.
- Żeby tak z samego rana! - stwierdziłem nie kryjąc swojego rozbawienia.
- Koleś, jakie rano? Jest już czternasta - odpowiedział Alex chichocząc
- No sorry, dopiero wstałem. Tracę już poczucie czasu - usprawiedliwiłem się. Chłopak wybuchnął śmiechem
- Śpij tak dalej, a twój dzień będzie zaczynał się po zmroku - odparł nadal się śmiejąc.
Oboje wsiedli do mojego samochodu, uścisnęliśmy sobie dłonie i nawet nie musiałem mówić gdzie jedziemy. Bar Johnsona na przedmieściach LA to idealne miejsce jeśli chcesz sprzedać lub kupić broń, zioło, czy cokolwiek co ma wysokie znaczenie na czarnym rynku. Przy okazji serwują tu zajebiste żarcie.
Zaraz przy wejściu natknęliśmy się na kilku znajomych taty. Stali wszyscy w w kupie próbując zapewne opchnąć jakieś chińskie podróby części do motocykla za kosmiczne ceny. Do czego to doszło...
- Patrzcie kto idzie! Bieber! Jak się masz, młody? - gruby, wytatuowany niemalże po czubek głowy typ, pomachał do mnie z uśmiechem. - Pozdrów ojca!
Kiwnąłem w jego stronę. Tata był szanowany przez większość tej społeczności. Może dlatego, że jedyny miał jaja, żeby bez oporów dać się wpakować do pudła. Reszta zwyczajnie zwiała i teraz nie mają odwagi, żeby go nawet odwiedzić, bo boją się, że i ich zaraz wsadzą. Banda idiotów.
Zajęliśmy miejsca przy ścianie. Wysoka, młoda brunetka o meksykańskich rysach podeszła do nas z notesikiem w ręku. Zamówiliśmy ten sam zestaw, co zawsze po czym kelnerka odwróciła się na pięcie i odeszła. Alex spojrzał za siebie, odprowadzając dziewczynę wzrokiem.
- Woah, niezła - stwierdził.
Wzruszyłem ramionami
- Taka sobie.
Obaj spojrzeli na mnie jakbym przed chwilą powiedział im, że jestem gejem, czy coś w tym stylu. Zmarszczyłem brwi nie wiedząc o co im chodzi
- Co? - spytałem w końcu.
- Nic. To znaczy, kiedyś mówiłeś że kręcą cię latynoski. Pamiętam nawet jak przez tydzień chrzaniłeś nam o jednej, którą poznałeś na imprezie. Koniecznie chciałeś jej numer. Potem okazało się, że ma chłopaka - zaśmiał się Derek.
- Serio? Nie pamiętam - oparłem ręce o drewniany blat, odwracając wzrok
- Pamiętasz i to bardzo dobrze. Nie próbuj nam wmówić, że jest inaczej - odparł Alex z rozbawieniem
- Zamknijcie się, dobra? Kiedy ostatnio wyrwaliście jakąś laskę? - spytałem patrząc na nich z uniesionymi brwiami.
Cisza.
- No właśnie. Więc łaskawie odwalcie się ode mnie, bo to z kim, kiedy i gdzie idę do łóżka to nie wasz zasrany interes - zdjąłem okulary i odłożyłem je na blat.
- Okej, Jus uspokój się my tylko żartowaliśmy - wymruczał Alex. - Dlaczego zawsze musisz brać wszystko tak do siebie?
- Bo taki jestem i już - sprostowałem nawet na nich nie patrząc. - Dobra, skończmy już ten gówniany temat - westchnąłem przejeżdżając dłonią wzdłuż żuchwy.
Milczeliśmy przez dłuższą chwilę, wbijając wzrok, każdy w inną stronę. W tym samym czasie kelnerka przyniosła jedzenie. 
- Co do wczorajszej imprezy, było obłędnie - odparł Alex kręcąc rozbawiony głową - Obudziłem się na podłodze w swoim pokoju. Za cholerę nie wiem jak w ogóle tam dotarłem. Film urwał mi się już po drugiej kolejce.
Zaśmiałem się pod nosem grzebiąc w przesolonych frytkach.
- Mogło być lepiej gdyby nie ten gnojek - stwierdziłem
- Royle? - spytał Alex.
Przytaknąłem głową.
- Wleciał jak ze sraczką, a gdy zobaczył mnie i Heav, gotów był udusić mnie gołymi rękoma
Chłopak prychnął
- Tak jest jak dobierasz się do cudzych dziewczyn - zachichotał.
Mi wcale do śmiechu nie było.
- Przez niego Jeremy siedzi. Przez tego pieprzonego kabla straciłem osobę, której potrzebuję teraz najbardziej. Dobrze by było, gdyby poczuł się jak ja - wysyczałem - Zasłużył na to.
Alex pokiwał głową.
- Ale co masz zamiar konkretnie zrobić?
- Poznamy się z Heaven trochę bliżej niż poprzednio. I tym razem nikt nam nie przeszkodzi - odpowiedziałem wycierając dłonie w serwetkę.
Chłopak stopniowo poszerzał swój uśmiech. Chyba zajarzył o co mi chodzi, ale po jakimś czasie znów spoważniał.
- Wiesz, że on nie puści tego płazem. Po tym co wydarzyło się wczoraj, będzie strzegł jej jak oka w głowie. Musisz mieć się na baczności. Poza tym nie wiesz jaka ona jest. Co, jeśli da ci kosza? - spytał. 
Zacisnąłem dłonie w pięści.
- Czy ty wiesz kim kurwa jestem? Jestem Justin Drew Bieber, syn jednego z największych gangsterów w mieście i mam potąd forsy, chatę jak z MTV Cribs, dwa garaże, w każdym jedno cudeńko za co najmniej dwie bańki i kupę znajomości w całym Los Angeles. Jeśli Kevin chociaż spróbuje mnie powstrzymać przed czymkolwiek, ostro tego pożałuje - założyłem okulary na nos i oparłem się plecami o skórzane obicie siedzenia. - W moim świecie zasady są po to, by je łamać.
________________

jeśli czytasz, poniżej jest takie białe pole. wpisz tam co sądzisz na temat rozdziału, byłybyśmy bardzo wdzięczne :)
<3

*potylica - to dla was nieuki co nie wiedzą, że to tylna część czaszki, trochę powyżej karku

XD

piątek, 3 maja 2013

Rozdział 3


Kevin

- Stary, moim zdaniem powinieneś bardziej interesować się Heaven.
- A ty, co? Jakaś dobra wróżka chrzestna? - rzuciłem w stronę Kyle'a. Nie lubiłem kiedy komentował mój związek z Heav. O dziwo zawsze stoi po jej stronie. - Przecież codziennie jestem obok niej, troszczę się o nią bardziej niż o siebie. Nie pozwoliłem jej iść na imprezę, ale ona jest uparta jak osioł. Możesz mówić tysiąc razy, a ta i tak swoje.
- Wydaje mi się, że ona źle odbiera twoje "dbanie". Serio, powinieneś wziąć poprawkę na to że laski patrzą na niektóre rzeczy inaczej. Mówisz jej, żeby nie szła. W takim razie ona chce iść z tobą, ale ty się nie zgadzasz, na dodatek nie podajesz jasnego powodu. "Nie możesz, bo nie". To starczy, by tak po prostu cię posłuchała i została w domu? Pomyśli, że jesteś szurnięty i i tak pójdzie - odparł wzruszając ramionami.
Patrzyłem na niego zaintrygowany. Coś wewnątrz mnie przyznało mu rację.
- No co? Mam trzy siostry. Ich rozumowanie jest szalenie skomplikowane, ale stykam się z nim na co dzień już 19 rok, więc trochę wiem - przyznał śmiejąc się pod nosem.
- Właśnie chciałem zapytać czy może znowu nie oglądałeś z nimi jakichś babskich seriali - prychnąłem rozbawiony.
Drganie telefonu kazało mi zejść z deskorolki. Spojrzałem na wyświetlacz i od razu schowałem go z powrotem.
- Kto to? - spytał Kyle również się zatrzymując. Usiadł na krawężniku i odpalił papierosa.
- Emily. Umówiłem się z nią na dziś wieczór.
Chłopak zakrztusił się dymem, słysząc moje słowa
- Przecież mówiłeś ostatnio, że z tym koniec - zmarszczył brwi
- Nie skończę szkoły z tyloma pałami! A laska od chemii jest całkiem niezła i da się z nią negocjować - na mojej twarzy zagościł półuśmiech
Kyle patrzył na mnie jak na kretyna. Nikt z nas nie posunąłby się tak daleko, by pieprzyć nauczycielkę dla ocen, więc pewnie w jego oczach byłem skończonym idiotą. Ale nie obchodziło mnie to.
- Na miejscu Heaven byłbym....
- Słuchaj, mam w dupie jaki byś był na miejscu Heaven. Tu nie chodzi o nią tylko o moją przyszłość. Po zakończeniu roku już nie zobaczę się z Emily, więc wszystko wróci do normy. Ale na tą chwilę jestem w głębokim bagnie i muszę brnąć w nim dalej dopóki nie wyjdę na prostą.
- Kto ci powiedział, że musisz? Ty po prostu zawsze wolisz pójść na skróty. Nie bierzesz niczego na poważne, patrzysz tylko na siebie, nie obchodzi cię co czują ci, których ranisz. Ba! Ty sobie nawet nie zdajesz sprawy, że sprawiasz im przykrość! - wstał i podszedł do mnie bliżej - Wiesz czemu? Bo nie masz za grosz odwagi, żeby wziąć za coś odpowiedzialność. Kiedy pojawiają się kłopoty, ty od nich uciekasz i usprawiedliwiasz się słowami, że to dla dobra Heaven. Gówno prawda! Po prostu boisz się, że będziesz musiał stanąć oko w oko z tą przeszkodą. Bo dobrze wiesz, że sobie z nią nie poradzisz - warknął.
Zacisnąłem dłonie w pięści wbijając w niego wzrok. Miał rację. Znowu. Nikt jeszcze nie opisał mnie tak precyzyjnie jak on i to w niecałe dwie minuty, co było dla mnie ogromnym ciosem poniżej pasa. Te słowa dały mi trochę do myślenia. Wiedziałem, że jeśli nie chcę powtarzać błędów z przeszłości, muszę zacząć coś zmieniać już teraz. I przede wszystkim chronić rzeczy dla mnie najcenniejsze.
- Gdzie jedziesz? - krzyknął widząc, że zawracam do domu
- Brentwood! - odpowiedziałem.
Chłopak w mgnieniu oka do mnie dołączył
- Jadę z tobą - odparł otwierając drzwi do samochodu od strony pasażera. Powstrzymałem go
- Nie, chcę zrobić to sam.
- Ty jeden na nich wszystkich? - zmarszczył brwi.
- Wcale nie jadę tam, żeby wszczynać awanturę, jasne? Chcę tylko zobaczyć, czy z Heaven wszystko okej - powiedziałem odpalając silnik.
Kyle uśmiechnął się delikatnie. Uścisnął moją dłoń po czym odsunął się od drzwi samochodu.
Wyjechałem z podjazdu, dodałem gazu i z piskiem opon ruszyłem w stronę domu Rogue'a.
W środku jak zwykle panowały luksusowe warunki. Nic dziwnego. Skoro ma się ojca gangstera to i chata musi być jak z obrazka. Przeciskałem się przez tłum pijanej młodzieży. Zawsze bawiło mnie zachowanie nietrzeźwych gówniarzy. Aż dziwne, że między mną i Heaven jest tylko rok różnicy, bo po zachowaniu jej rówieśników mogę wywnioskować, że głośniejszego przedszkola w życiu nie wiedziałem. Błądziłem po pokojach dobre piętnaście minut, zanim odkryłem drzwi prowadzące na ogród. Byli tam. Justin gładził ją po policzku, a ja poczułem, że zaraz dostanę kurwicy.
- Masz trzy sekundy na zabranie od niej swoich brudnych łap, Bieber - warknąłem podchodząc do nich. Chłopak powoli odwrócił się w moją stronę, posyłając mi szeroki uśmiech. Zacisnąłem dłonie w pięści.
- Royle, jak miło że wpadłeś
Oblizał wargi pocierając dłonie.
Heaven spojrzała na mnie.
- Kevin?
Właśnie w tym momencie poczułem kolejny cios. Coś we mnie pękło zadając niewyobrażalny ból. Tak bardzo nie chciałem nigdy spotkać się z takim widokiem. Nie chciałem dopuścić do tego, żeby ten gnojek dotknął nawet najmniejszej części jej ciała. Ale teraz wszystko to widzę i to najgorsze uczucie, jakie kiedykolwiek mnie spotkało.
- O co tu do cholery chodzi? - warknąłem robiąc kolejny krok w stronę Justina.
- Spotkałem twoją uroczą dziewczynę i postanowiłem pomóc jej się rozkręcić. Nie masz się o co złościć - uniósł ręce w geście obronnym
- Wypchanie jej języka do ust nazywasz rozkręcaniem?
- Kevin, proszę przestań! - Heaven wstała z miejsca, zachwiała się i usiadła z powrotem.
Prychnąłem.
- Podrywać pijane dziewczyny... Niewiarygodne, że zniżyłeś się do takiego poziomu. Weź pod uwagę fakt, że jestem od ciebie silniejszy i nie muszę skończyć na samych groźbach - wycedziłem. Chłopak zdjął Ray Bany z oczu, przeczesał włosy palcami i wbił we mnie wzrok.
- Trzeba było tutaj przyjść razem z nią, a nie puścić ją tak po prostu do cudzego domu - odparł krótko - Zależy ci na niej w ogóle?
Jego słowa sprawiły, że wszystko się we mnie zagotowało.
- Wiem, że żadna nie chce zadawać się z takim kawałkiem śmiecia jak ty, ale to nie znaczy, że masz wyrywać zajęte laski, dobra? Trzymaj się z dala od niej, bo następnym razem nie będzie żadnego "Jak miło, że wpadłeś". Pozbędę ciebie tych białych ząbków i nic już nie powiesz.
Zaśmiał się szyderczo, jakby moje słowa wcale go nie ruszyły.
- Ja zawsze dostaję to czego chcę, pamiętaj. Pilnuj jej. - wyszeptał na odchodne, założył z powrotem swoje okulary i wszedł do środka.

Heaven

Dłonie Kevina zbielały od mocnego trzymania kierownicy. Jego knykcie były idealnie zaokrąglone, a kości rozchodzące się po zewnętrznej stronie dłoni były dobrze widoczne. Całe ręce okryte różnorodnymi tatuażami były mocno napięte, przez co można było zobaczyć jego bicepsy i tylko się domyślać ile czasu może spędzać na siłowni z pewnością intensywnie ćwicząc. Rysy twarzy uwydatniały się za każdym razem kiedy ściskał szczękę, a robił to z odstępami pięciu sekund co powodowało uwypuklenie jego seksownej żuchwy. Mimo wszystko wolę kiedy jest w dobrym humorze, niż wtedy kiedy jest seksowny. Jego oczy po prostu płonęły jak lasery i uważnie przeczesywały teren przed sobą.
Wpatrywałam się w niego uważnie w ciszy przypominając sobie sceny sprzed dziesięciu minut. To jak groził Justinowi, jak napina swoje ciało, jego groźny wyraz twarzy… to mnie przerażało. Zresztą tak samo jak w tym momencie, bo jego wygląd nie różnił się prawie niczym od tego z ostatnich wrażeń- może tylko tym, że siedział.
Odkąd wyszliśmy z imprezy nie odezwał się do mnie ani razu aż do tego momentu.
-Podoba Ci się?- spytał ochryple i ostro, ale mimo to z nutką obojętności, nadal wpatrując się w jezdnię. Wiedziałam o co mu chodzi. Momentalnie do mojej głowy wlazły wspomnienia dotyku Justina na moim policzku, na ramionach, w talii… Jego idealnie ułożone włosy i ten pewny siebie, cudowny uśmiech. Ale musiałam sobie sama przyznać, że byłam i jestem trochę pijana, a jedyne co wiedziałam o nim, to tylko to jak ma imię. Co prawda, pociągał mnie ciałem, ale zdecydowanie nie charakterem. Ma duże mniemanie o sobie. Chyba nie mogę tego nazwać zakochaniem czy podobaniem.
-Heav, do cholery! Zadałem ci pytanie- podniósł głos na co ja drgnęłam wyrwana z moich rozmyśleń.
-Nie! Nie podoba mi się, daj spokój Kevin, nie jestem dziwką żeby puszczać się na lewo i prawo!- wyrzuciłam z siebie. On na to uśmiechnął się drwiąco.
-No nie wiem, przed chwilą się do niego kleiłaś, a on do ciebie, to nie wygląda normalnie, kiedy dziewczyna taka jak ty ma chłopaka!- powiedział sfrustrowany. Popatrzyłam na niego niedowierzając temu co właśnie powiedział.

-Czyli twoim zdaniem jestem puszczalska, tak?!- moje oczy lekko zapełniły się łzami, ale postarałam nie wydawać z siebie żadnego dźwięku świadczącego o tym, że chce mi się płakać.
-Lepiej napij się wody, bo bełkoczesz i mówisz jakieś głupoty- powiedział spokojniej, mimo, że twarz nadal miał trochę sztywną i odrywając jedną rękę od kierownicy podał mi butelkę z przezroczystym płynem, która była pod jego nogami. Wyrwałam mu butelkę i odkręciłam korek. Szczęka mi zadrżała od chęci wybuchu histerii, ale szybko przyłożyłam gwint butelki do suchych ust i zaczęłam zachłannie pić wodę zamykając oczy. Odsuwając od siebie picie, otworzyłam oczy, co spowodowało pocieknięcie niepowstrzymanej łzy po moim policzku. Szybko wytarłam ciek wierzchem dłoni. Kevin zauważył mój nagły ruch i popatrzył na mnie. Szybko odwróciłam od niego twarz i oparłam się głową o boczną szybę wpatrując się w ciemność za szkłem. Usłyszałam oddech zrezygnowania wydobywający się z klatki piersiowej Kevina. Nagle poczułam na swojej dłoni jego ciepłą rękę. Złapał mnie mocno na co ja odwróciłam się i spojrzałam mu w twarz.
-Heav, nigdy bym ci nie powiedział, że jesteś puszczalska. Nigdy, rozumiesz?- powiedział doszukując się jakiejkolwiek odpowiedzi w moich oczach.
-Mhm, jeszcze przed chwilą to sugerowałeś- szepnęłam. Nagły skręt samochodu uświadomił mnie, że parkujemy. Ale nie pod moim domem, tylko na zwykłym żwirze przy drodze. Kevin nie puścił mojej ręki, lecz jeszcze mocniej ją ścisnął po wyłączeniu całkowicie silnika. Popatrzył mi znowu prosto w oczy na co przez chwilę zaparło mi dech. Był taki przystojny i miał takie piękne, głębokie, niebieskie oczy…
-Ja się tylko droczyłem, okej? To ty to zasugerowałaś- stwierdził.
-Ale ty to potwierdziłeś!- odpyskowałam na co chłopak przysunął się mnie bliżej i jeszcze mocniej ścisnął moją dłoń, co już trochę zabolało.
-Puść mnie do cholery Kevin! Nie wiem czy wiesz, ale jestem chyba trochę słabsza!- warknęłam. Puścił mnie i spojrzał na moją lekko zaczerwienioną dłoń.
-Przepraszam- powiedział jakby na odczepne i znowu mnie złapał, ale delikatnie i popatrzył mi w oczy- Nic nie powiedziałem. Nie jesteś żadną dziwką, tylko moją dziewczyną, a moja dziewczyna nie może być dziwką, bo jeśli zauważyłaś w takiej sytuacji dla mnie to też jest obraźliwe- powiedział cicho przybliżając się do mnie, a na koniec lekko się do mnie uśmiechnął. Zmarszczyłam brwi.
-Ale tak pomyślałeś- odparłam sztywno, chociaż coraz bardziej udawało mu się rozebrać moją barierę.
-Heav… daj spokój- mruknął, a jego uśmiech zszedł z twarzy i patrzył na mnie z powagą.
-Przepraszam- powiedziałam wzdychając i odwzajemniając jego spojrzenie.
-Za co?- cofnął lekko głowę i zmarszczył brwi.
-Za to, że dałam się tak Justinowi- powiedziałam oblewając się rumieńcem i spuszczając wzrok na moją wolną rękę która bawiła się kawałkiem spodni.
-Przestań…
-Nie Kevin, rzeczywiście, zachowuję się jak dziwka. Mam chłopaka, a obściskuję się z jakimś kolesiem którego nawet…
-Przestań!- warknął już wściekły i szybko wpił się w moje usta, zanim zdążyłam jeszcze coś powiedzieć. Zachłysnęłam się powietrzem, bo zrobił to mocno, szybko i z zaskoczenia. Puścił moją rękę i zamiast tego położył ją na moim udzie, a drugą oparł po mojej drugiej stronie, tak, że nie mogłam wyrwać się z jego uścisku. Ponieważ celem Kevina było zamknięcie mi buzi, pocałunek był dosyć brutalny, ale gdy go odwzajemniłam zaczął stawać się stopniowo delikatniejszy, ale nie całkiem. Zaczęłam płyciej i szybciej oddychać, bo miałam problem z nadążaniem za językiem i wargami Kevina. Między nami rosła coraz bardziej namiętność, a już szczególnie ze strony chłopaka. Jego pocałunki zawsze były niesamowite i uzależniające, a ten był po prostu nie do opisania. Wplątałam palce w jego czarne włosy i przyciągnęłam go do siebie jeszcze mocniej. Nagle Kevin oderwał się od moich ust i przywarł do mojej szyi gdzie zaczął składać delikatne i krótkie pocałunki od obojczyka do szczęki i z powrotem, co sprawiało mi ogromną przyjemność i pieszczotę na którą dzisiaj zdecydowanie nie zasłużyłam. Odchyliłam głowę i szepnęłam:
-A ja nigdy bym cię nie zdradziła, wiesz? Kocham cię.

Kevin

-A ja nigdy bym cię nie zdradziła, wiesz? Kocham cię- szepnęła mi do ucha. Coś zapiekło mnie w oczach gdy to powiedziała i przedłużyłem znieruchomiały jeden z pocałunków. Super, dziewczyna wyznaje mi tu miłość i obiecuje oddanie tylko mi, a ja zdradzam ją za plecami z nauczycielką od chemii. Jestem zwykłym gnojkiem. Oczywiście Emily nie równa się z Heaven, jest dla mnie niczym w przeciwieństwie do niej. Heav jest po prostu cudowna, zabawna, pociągająca, piękna, świetna w łóżku, kochana i kiedy trzeba potrafi postawić mnie do pionu i owija sobie mnie wokół palca, chociaż ten trik ja wykonuję częściej. Ale muszę poprawić oceny, a bez Emily się nie da. Niech ten cholerny rok szkolny już się skończy…
-Ja ciebie też kocham- mruknąłem seksownie i kontynuowałem całować jej obojczyk jednocześnie masując jej udo.

* * *

Otworzyłem nogą bramkę na posiadłość Heav niosąc ją na rękach. Ta, odkąd tylko ją podniosłem, w kółko chichotała co wywoływało u mnie szeroki uśmiech. Gdy niosłem ją tak w stronę drzwi, ona postanowiła się spytać o to, czego bardzo chciałem uniknąć.
-Dlaczego nie lubicie się z Justinem?
Zmarszczyłem brwi i odstawiłem ją na ziemię- Długa historia- westchnąłem. Heaven wzięła mnie za rękę i zaczęła prowadzić w stronę jej domku na drzewie.
-Co ty robisz?- spytałem gdy Heav zaczęła wspinać się po drewnianej drabinie w górę wejścia.
-Idziemy porozmawiać- stwierdziła sucho machnęła na mnie głową, żebym wszedł za nią. Przewracając oczami zrobiłem o co mnie prosiła. Gdy znaleźliśmy się oboje na górze, usiadłem na podłodze opierając się o ścianę z desek i podkulając do siebie kolana. Heav podeszła do mnie i usiadła między moim kroczem, tyłem do mnie. Oparła się głową o mój tors i wyprostowała nogi, więc prawie na mnie leżała.
-Dlaczego nie lubicie się z Justinem?- powtórzyła pytanie odchylając głowę do tyłu tak aby mogła zobaczyć moją twarz. Popatrzyłem na nią z góry i zacząłem bawić się kosmykiem jej włosów.
-Uparta jesteś- stwierdziłem.
-Po prostu chcę wiedzieć- usprawiedliwiła się- Chyba, że mi nie ufasz, a jeśli mi nie ufasz, to nasz związek niestety nie ma sensu- mruknęła.
-To szantaż!- wytrzeszczyłem oczy i zaśmiałem się, przez co Heav zatrzęsła się przez wibracje wydobywające się z mojej piersi. Uśmiechnęła się lekko.
-Przykro mi.
-Niegrzeczna- droczyłem się, ale gdy Heav ponownie podniosła głowę i spojrzała na mnie z miną mówiącą ‘’nie żartuj sobie’’ spoważniałem, a dziewczyna opuściła głowę i czekała aż coś powiem.
-No więc…
-Powiedz mi tyle ile powinnam od ciebie wiedzieć, ok?
-Dobra, więc zacznijmy od tego, że ojciec Biebera jest… gangsterem. Wiesz, taki koleś, chodził po mieście, wszystkich straszył, miał tam jakieś lewe interesy…
-Tak jak ty, tylko, że w szkole?- spytała. Zaśmiałem się głośno na co Heav oblała się lekkim rumieńcem.
-Można tak powiedzieć, ale bez przesady- odpowiedziałem nadal trochę rozbawiony jej pytaniem- No i… ten jego ojciec zrobił coś… złego, coś za co na pewno by poszedł do pudła. A ponieważ naprawdę sobie na to zasłużył, poszedłem na policję i zgłosiłem tą sprawę. Od razu wylądował za kratkami. Nawet nie było sprawy w sądzie.
-Tak mocna była ta sprawa?- zdziwiła się dziewczyna- A co takiego zrobił?

Nadał bawiąc się jej kosmykiem włosów westchnąłem i odpowiedziałem.
-Tego akurat już nie powinnaś wiedzieć- mruknąłem.
-Hmm… okej, niech ci będzie. I co dalej?- spytała trochę zawiedziona, że nie może wiedzieć więcej.
-No a jak myślisz? Bieber był bardzo związany z ojcem, więc stałem się jego największym wrogiem, gdy przeze mnie jego tatuś poszedł do więzenia. Teraz próbuje mi wszystko robić na złość. Między innymi odebrać mi ciebie- szepnąłem ostatnie zdanie owijając sobie kosmyk jej włosów wokół mojego palca.
-Mnie? Czemu?- zmarszczyła brwi chodząc palcami dłoni po moim kolanie.
-Bo wie, że mi na tobie zależy, tak samo jak jemu zależało na jego ojcu. Wie, że cię kocham i chce mi cię odebrać…
-Ale nie odbierze, nie bój się. Kocham ciebie, tylko- powiedziała pewnie siadając i po raz trzeci tego dnia złożyła na moich ustach czuły pocałunek.

___________________

Strasznie długi ten rozdział ;o 
 Lubimy czytać Wasze komentarze, są dla nas ogromną motywacją, dlatego zanim wyjdziesz, pozostaw niżej swoją opinię, prośbę, zażalenie, czy cokolwiek. Macz low ♥

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Rozdział 2


- Niebezpieczna? - powtórzyłam nie będąc do końca pewna czy przypadkiem się nie przesłyszałam - Co masz na myśli mówiąc "niebezpieczna"?
Jego mięśnie twarzy wciąż pozostały napięte. Wpatrywał się we mnie ze skupieniem, jakby usilnie próbując doszukać się czegoś w moich oczach. Ta dziwna cisza między nami zaczęła mnie przerażać, a moje ciało przeszył dreszcz.
- Kevin, zadałam ci pytanie - odparłam wyraźnie akcentując każde słowo.
- Rób co chcesz - jego wyczerpująca odpowiedź sprawiła że moja ochota na uduszenie go gołymi rękoma stała się dwa razy większa
- Tylko uważaj z kim rozmawiasz, jasne? - dodał poważnym tonem.
- Jeśli to jakaś durna próba wystraszenia mnie, to muszę cię rozczarować, bo nie dam się nabrać - pomachałam mu palcem przed twarzą. Zaśmiał się kpiąco i chwycił mnie za rękę, prowadząc w stronę swojego samochodu.
- Mówię całkiem serio - otworzył mi drzwi od strony pasażera po czym sam usiadł na miejscu kierowcy. Zanim włączył silnik, wyciągnął ze schowka paczkę papierosów i wsadziwszy jednego między swoje wargi, zapalił go. Zwinnym ruchem zabrałam mu papierosa i zaciągnęłam się, przymykając z rozkoszą powieki.
- Auć, jakie to niegrzeczne - uśmiechnął się, przez ten cały czas skupiając swój wzrok na mnie.
- Co takiego? - spytałam i skierowałam dym tytoniowy w jego stronę. Wciągnął nosem sporą garść tej mieszanki, a jego uśmiech znacznie się poszerzył.
- Ty... - mruknął nisko - ...robisz to...
Powtórzyłam tą samą czynność, przysuwając się do niego bliżej.
- ...tak seksownie - napawał się moim widokiem, obserwując każdy mój ruch w ogromnym skupieniu. Usiadłam okrakiem na jego kolanach i musnęłam jego wargi swoimi, lekko je rozchylając. Wypuściłam dym z płuc pozwalając mu swobodnie rozpłynąć się w jamie ustnej chłopaka.
- Chryste, Heav... - jęknął tuż przy mojej twarzy, zaciskając palce na moich pośladkach, czym sprawił, że podskoczyłam w miejscu, gwałtownie nabierając powietrza.
Nachyliłam się nad nim i przejechałam językiem po czubku jego nosa. Jego dłonie powędrowały na moje uda. Ścisnął je delikatnie, uniósł mnie nieco wyżej i zaczął składać krótkie pocałunki na moich obojczykach.
- Heaven, nie każ mi tego robić - mruknął mi do ucha - Nie tutaj.
Ostatni raz wzięłam papierosa do ust po czym oddałam go chłopakowi. Odchyliłam głowę do tyłu i wydmuchałam powoli cały dym, który w kilka sekund wypełnił wnętrze samochodu gorzkim smakiem nikotyny.
- Mówiłeś coś? - zerknęłam na niego, unosząc jedną brew.
- Albo ze mnie zejdziesz albo zerżnę cię tu za raz... dwa...
W mgnieniu oka znalazłam się z powrotem na swoim siedzeniu. Kevin parsknął śmiechem. Wyrzucił papierosa przez okno i odpaliwszy silnik, ruszył z parkingu.
- To byłaby dla mnie i dla ciebie czysta przyjemność, ale skoro nie... - udał, że jest mu przykro z tego powodu.
- Skąd jesteś taki pewny? - fuknęłam. - Byli lepsi od ciebie - próbowałam teraz to jemu zrobić na złość, ale nie wyglądało, żeby moje słowa w jakikolwiek sposób go dotknęły. Wręcz przeciwnie. Znów głupio się zaśmiał.
- To co to było przed chwilą? Tak po prostu, nagle zachciało ci się bliskości? Uważaj, bo uwierzę - odparł kpiąco i przytaknął głową, zaciskając wargi w wąską linię
- Jesteś zapatrzonym w siebie gnojkiem - mruknęłam odwracając wzrok.
- Skarbie, to ty gadasz bzdury
- Ależ ja doskonale wiem co mówię
- Nie jestem do końca pewien. Przyznałaś, że wcale cię nie pociągam. Skarbie, może ty masz gorączkę? - przyłożył swoją dłoń do mojego czoła. Odsunęłam ją, hamując swoje rozbawienie.
- Wcale tak nie powiedziałam! Powiedziałam, że byli lepsi od ciebie - wytłumaczyłam się
- Jacy "lepsi ode mnie"? W twoim życiu? Do tej pory pamiętam twój jęk bólu, kiedy po raz pie...
- Skończ! - uniosłam dłoń na wysokości jego twarzy - Naprawdę nie mam ochoty dłużej prowadzić tej żenującej rozmowy.
Zachichotał.
- Nie wierzę. Naprawdę nie chciałabyś zrobić tego w samochodzie? - zerknął na mnie kątem oka.
- Nie, kretynie. Ostatnie czego mi potrzeba to seksu w samochodzie. Dlaczego ty zawsze myślisz o jednym? - uniosłam się.
Kevin uniósł rękę w geście obronnym, drugą trzymając na kierownicy i wykonując właśnie manewr wyprzedzania.
- Dobra, okej. Po prostu spytałem. Poza tym, jeśli mam być szczery, to wcale nie jest takie wygodne jak się wydaje
Oparłam się czołem o szybę i wzięłam wdech, licząc powoli do dziesięciu.

* * *

- Cześć kochanie! - mama zauważyła mnie wchodzącą po schodach na górę
- Cześć.
- Jak w szkole?
Wzruszyłam ramionami
- Tak jak zwykle
- Na pewno? Coś ponuro wyglądasz - przyjrzała mi się uważniej.
- Mówię ci. Wszystko okej, nie masz się o co martwić
Zacisnęła wargi w wąską linię.
- Skoro tak mówisz - wytarła ręce o fartuch zawieszony na biodrach - Obiad już gotowy. Zejdź za chwilę
Przytaknęłam głową i pobiegłam na górę. Rzuciłam torbę na drugi koniec pokoju po czym wróciłam do kuchni, gdzie wszyscy zasiedli już do stołu. Zajęłam swoje miejsce i położyłam dłonie na kolanach, zaciskając je w piąstki.
- Dlaczego sobie nie nakładasz? - spytał tata, podając mi miskę makaronu ze szpinakiem. Niechętnie nałożyłam sobie kilka małych garści i zaczęłam przebierać w nich widelcem.
- Tato... - zaczęłam
Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem
- Słucham cię, Heaven
Po krótkiej pauzie znów zaczęłam mówić
- Bo dziś jest piątek. I znajomi robią imprezę. Mogłabym iść? - zagryzłam wargi.
Zgódź się, zgódź się, zgódź się.
- Co to za znajomi? - zapytał.
- Ze szkoły - odpowiedziałam bezzwłocznie.
- Heav... - tato odłożył widelec i wziął głęboki wdech.
Uwaga panie i panowie, prosimy o ciszę, bo oto pan Scierce ma zamiar wygłosić teraz przemowę dotyczącą bezpieczeństwa jej córki
- Nie ma mowy - odparł krótko.
- Tato, dlaczego?
- Nie będziesz mi się po nocach szlajać z bandą pijanych gówniarzy, Heav. I tak wystarczy, że chodzisz z tym Kevinem, czy jak mu tam.
Tata nie lubił Kevina i mówił o tym przy każdej wolnej okazji. Olałam jego słowa mimo uszu. Walczyłam dalej.
- To impreza w domu. Poza tym na około są sąsiedzi, więc głośno też nie będziemy. Tato, proszę, to piątek i nie chcę go spędzić sama, nudząc się w swoim pokoju - powiedziałam błagalnym tonem
- Zawsze możesz zaprosić Lizz...
- Arthur, zgódź się. Heaven potrzebuje zabawy, jest przecież nastolatką - wytłumaczyła mama - A racjonalnego myślenia jej nie brakuje. Możemy jej zaufać. Możemy, prawda? - tu zwróciła się do mnie. Coś zakuło mnie w sercu słysząc słowo "zaufać", ale przytaknęłam głową.
Spojrzałam na tatę, który wyraźnie walczył teraz sam ze sobą.
- Niech będzie. Ale o 23 masz być w łóżku. Minuta spóźnienia i masz szlaban do końca liceum.
- Arthur... - mama pokręciła z dezaprobatą głową.
- No co? - uniósł brwi - Troszczę się o jej bezpieczeństwo
- Dziękuję! Kocham cię - rzuciłam się tacie na szyję i pocałowałam go w policzek.
- Podwiozę cię - odparł
- Nie musisz. To niedaleko i idę z Lizz - powiedziałam szybko. Gdyby on mnie podwiózł, po pierwsze - narobiłby mi ogromnego wstydu, a po drugie - miałabym niezły problem, kiedy zobaczyłby jak naprawdę wygląda ta "mała, cicha impreza".
- Jak chcesz - wzruszył ramionami
Po obiedzie wróciłam do swojego pokoju i już miałam wybrać numer do Lizz, kiedy mój telefon zawibrował, a na wyświetlaczu pojawiło się nic innego jak imię mojej najdroższej przyjaciółki.
- Heaven, nie uwierzysz! W Brentwood jest impreza. Musimy tam być! - pisnęła do słuchawki
- To ty nie uwierzysz, bo właśnie miałam dzwonić do ciebie z tą samą informacją! - odpowiedziałam równie podekscytowana.
- Idzie ktoś z tobą? - spytała. Dałabym sobie rękę uciąć, że chodziło jej o Kevina.
Przygryzłam wnętrze policzka
- Nie.
- No to mamy wieczór dla siebie. Cudownie! Czekaj na mnie, zaraz będę - dodała i nim ja zdążyłam się odezwać, zakończyła rozmowę. Cała Lizz.
Rzuciłam komórkę na łóżko. Podeszłam do szafy i otworzywszy ją, stałam tak dobre dwadzieścia minut zanim zaczęłam cokolwiek z niej wyciągać. Po wielu próbach odnalezienia dobrej stylizacji, zdecydowałam się na krótkie spodenki z wysokim stanem, jaskrawy top na ramiączkach kończący się nad pępkiem i białe trampki. Włosy spięłam w niechlujnego koczka, ale po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że lepiej będzie jak pozwolę moim lokom opadać swobodnie na ramiona. Trochę pudru, rzęsy lekko podkreślone. Jest ok.
- Lizz już przyszła! - usłyszałam wołanie mamy dochodzące z korytarza.
Nie idź tam, proszę.
- Już schodzę!
Dlaczego do cholery mnie nie posłuchasz?
Po drodze zabrałam sweter leżący na krześle i zbiegłam po schodach, prosto w stronę drzwi wejściowych.
- Miłej zabawy! - krzyknęła mama
- Dzięki!
Heaven!
- Ej, wszystko w porządku? - Lizz chwyciła mnie za ramię i wbiła we mnie swój wzrok.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Tak, jak najbardziej

Gdy tylko dojechałyśmy na Brentwood, ujrzałam dom, w którym odbywała się impreza i nie mogłam wydusić żadnego sensownego słowa prócz ''ale super!''.
Budynek wykonano z bladożółtego kamienia, jednak w większości składał się on chyba z samych okien, przez co sprawiał wrażenie modernistycznego. Wszystkie zdobienia i lampki to tylko próbka tego, co dodawało tej willi uroku. Miałam wrażenie, że przyszłam na imprezę do Rihanny albo innej światowej osobistości. Oczywiście nie obeszło się chyba bez prawie całego liceum.
- Woah, mają tu nawet basen! - szepnęła podekscytowana Lizz, wskazując na odbijające się od ścian ruchy tafli wody. - Koleś który tu mieszka musi być nieźle nadziany... Serio, gdyby tata zobaczył co to za impreza to prawdopodobnie zatłukł mnie żelazkiem. Niby niemożliwe, ale mój staruszek umie wszystko - jest jak Chuck Norris. Jeszcze pewnie zabrałby mi telefon, a tego bym nie zniosła.
Zachichotałam słysząc słowa przyjaciółki. Jakby wyjęła mi to z ust.
- Mój ojciec jest wrogiem imprez. Nie wiem czy nadal przyznawałby się do mnie, gdybym powiedziała mu o tych wszystkich, na których do tej pory byłam - stwierdziłam kręcąc głową z rozbawieniem
- Ciesz się, że nie wie też, co wyprawiasz z Kevinem na przerwach lunchowych w męskiej szatni - przyznała trącając mnie w ramię
Spłonęłam rumieńcem
- Jego plan ogranicza nam spotkania na przerwach. To jedyna, na której widzimy się przez dłuższą chwilę...
- Dobrze, już się nie tłumacz - Lizz poklepała mnie po ramieniu
- A tak w ogóle to ty nawet nie wiesz co robimy - obudziłam się. Dziewczyna spojrzała na mnie uważnie
- Jesteś tego taka pewna?
Przymrużyłam powieki zastanawiając się, czy od tej pory muszę się jej bać.
- Nieważne, chodź - pociągnęła mnie za rękę prosto w stronę drzwi.
Już z daleka było widać kto wpuszcza gości
-No no, kogo my tu mamy - mruknął wysoki, ciemnoskóry chłopak, zagradzając mi i mojej przyjaciółce wejście do domu. Zmierzył nas od stóp do głów i oblizawszy wargi, pogładził się po podbródku - Jak się macie, ślicznotki?
- Wspaniale. A teraz nas wpuść - chciałam przejść, jednak on stał jak wryty. Wbiłam w niego zdezorientowane spojrzenie
- Nie wiem. Nie wyglądacie, żebyście skończyły 18 lat...
- Ale mamy, idioto. To nie jest jakiś klub, tylko zwykła impreza, więc daj nam przejść - uniosłam się. Chłopak chwycił moje nadgarstki i spojrzał mi w oczy
- Słuchaj, to nie jest twój dom. To nie ty ustalasz tu zasady - warknął.
Przełknęłam ślinę.
- Wpuść nas, skończony popaprańcu! - wypowiedziałam te słowa z przesadną dokładnością, czekając na jego reakcję. Swoim przenikliwym spojrzeniem powoli wiercił mi dziurę w twarzy, do tego milczał znaczną część czasu. Doszła do mnie okropna myśl, że z dzisiejszej zabawy nici.
- Okej, wpuszczę was. Jeśli od każdej dostanę gorącego buziaka. W usta - przygryzł wargę, uśmiechając się szyderczo
Nie minęło nawet pięć sekund jak moje kolano znalazło się pomiędzy jego nogami
- Ała! Kurwa! - zgiął się w pół.
Wtem jakaś męska dłoń spoczęła na jego ramieniu.
- Słyszałem krzyki. Co jest?
Nieznajomy zdjął z oczu swoje przyciemniane Ray Bany, a jego spojrzenie powędrowało na mnie i wystraszoną Lizz, stojącą u mojego boku. Posłał w naszą stronę coś w rodzaju półuśmiechu, co - przyznam - wyszło mu całkiem seksownie.
- Ta suka kopnęła mnie w jaja!
Usłyszawszy odpowiedź, spróbował nie wybuchnąć śmiechem
- Już ci mówiłem, że tylko największy kutas na świecie odzywa się tak do takich pięknych dziewczyn. Wchodźcie - odparł ze spokojem i zaprosił nas ruchem głowy do środka.
Przechodząc przez próg mieszkania, dam głowę, że poczułam jego opuszki palców na swojej skórze, w dolnej części pleców.

Justin

Sądziłem, że będzie to jedna z najnudniejszych imprez, jakie do tej pory urządziłem. Nie dosyć, że brak fajnych dupeczek, to atmosfera dosyć sztywna.
Kiedy moim oczom ukazała się Heaven Scierce, od razu uwierzyłem, że jeszcze nie wszystko stracone. Dziewczyna Royle'a. W tym domu. Sama. Może być całkiem ciekawie.
- No to miłej zabawy - podałem dziewczynie i jej koleżance po drinku z sokiem pomarańczowym
- Dzięki, że nas wpuściłeś - odpowiedziała z uśmiechem
Z powrotem nałożyłem na nos swoje okulary.
- To raczej ja dziękuję, że przyszłyście - odwzajemniłem uśmiech.
Zabawa się rozkręciła. Coraz więcej osób przechodziło przez drzwi, niektórzy byli pijani już od początku, a inni dopiero zaczynali, a jeszcze inni zgonowali po kątach lub na schodach prowadzących na piętro
Taki widok wywoływał u mnie niekontrolowane rozbawienie. Skoro ci idioci wiedzą, że mają słabą głowę to po co tyle chleją?
- Minęły już prawie dwie godziny, a ja wciąż nie znam twojego imienia.
Spojrzała na mnie unosząc jedną brew
Chyba teraz powinienem wstać, przyłożyć jej w twarz i dać jej do zrozumienia, że grzechem jest nie znać mojego imienia. Ale miała ku temu prawo. Kevin robi co w swojej mocy, by tylko nie spotkała na swojej drodze mnie, bo wie czym może się to skończyć. Biedny. Ciekawe co zrobi, kiedy dowie się, że przyszła do mnie zupełnie sama. Nie musiałem nic robić. Wystarczy, że na nią spojrzałem, a była już moja.
- Jestem Justin. Justin Bieber. Może słyszałaś.
Pokręciła przecząco głową.
Upiłem ostatek trunku ze szklanki, oblizałem wargi i odstawiłem ją na bok, przysuwając się do dziewczyny bliżej.
To teraz będzie ci się ono śniło po nocach, kochanie.
- Inni mówią na mnie Rogue. Może to coś ci mówi?
Zamyśliła się
- Mam wrażenie, że raz gdzieś to słyszałam... - zaczęła
Uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Może zostawmy ten temat. Teraz chciałbym usłyszeć twoje imię - spytałem dla zasady i schowałem kosmyk jej włosów za ucho, próbując nie zdradzić się uśmiechem.
- Heaven. Heaven Scierce - odparła i zamoczyła wargi w alkoholu.
Dźwięk jej imienia wydobywający się z jej ust, działał lepiej niż niejeden antydepresant. Zakodowałem go sobie mocno w pamięci.
- Heaven. Heav. Bardzo ładne imię - stwierdziłem podziwiając każdy centymetr jej anielskiej twarzy - Ten, kto jest z tobą, ma prawdziwy raj na ziemi... - pogładziłem ją delikatnie po policzku, przechylając głowę w bok. Wyczułem jej strach, więc spróbowałem dodać jej otuchy i swobodnym, delikatnym ruchem przejechałem wierzchem dłoni po jej przedramieniu.
- Można by rzec, że... - przybliżyłem się do niej - ...spadłaś mu z nieba.
- Masz trzy sekundy na zabranie od niej swoich brudnych łap, Bieber.
Zatrzymałem się kilka milimetrów przed twarzą dziewczyny, rozpoznając dobrze znany mi głos i odwróciłem się na pięcie.
- Royle, jak miło że wpadłeś.