czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 5

Heaven

~ tego samego dnia, wieczorem ~ 

Jeszcze po południu nic nie zapowiadało takiego urwania chmury. Wychodząc od Lizz czułam zimny powiew wiatru i widziałam nadchodzące z północy ciemnoszare chmury zwiastujące burzę, więc przyśpieszyłam kroku, ale to wcale mi nie pomogło. W ciągu zaledwie kilku minut znalazłam się w samym centrum ulewy. Nic piękniejszego. Z torbą nad głową, która prawdę mówiąc w ogóle nie chroniła mnie przed deszczem, (dziwne, prawda?) prułam przed siebie to przeskakując kałuże, a to wpadając w nie z pluskiem.
Pisk opon, który rozbrzmiał jakby znikąd, nakazał mi gwałtownie przystanąć.
- Hej Heav! - krzyknęła postać siedząca za kierownicą białego Ferrari. Przyjrzałam się jej bliżej, bo przez ulewę widziałam tylko rozmazany, zamglony kształt. Zdziwiło mnie, że zna moje imię. Wtem znów usłyszałam głos
- Dokąd idziesz? - oparł łokieć o otwarte na oścież okno, poprawiając swojego czerwonego full capa. Zmarszczyłam czoło rozpoznawszy Justina. Tego samego Justina, który w zeszły piątek próbował poderwać mnie na imprezie. Justina, o którym mówił mi Kevin i z którym nie powinnam mieć nic do czynienia.
- Nie wiem czy to powinno cię interesować - przeszłam obok niego obojętnie, jednak Justin widocznie nie uznał tego za pożegnanie.
- Idziesz do domu?
Zacisnęłam dłonie w piąstki i zwróciłam się w jego stronę. Już otwierałam usta, by go spławić, ale ten zaczął pierwszy
- Chyba nie chcesz dalej iść w ten deszcz?
Złożyłam ręce na piersiach
- Co masz na myśli? - uniosłam jedną brew ku górze nie bojąc się spojrzeć mu w oczy. Były duże i bystre, a do tego cholernie tajemnicze. Jakby chłopak tylko wydawał się być taki uprzejmy. Co jak co, ale znam się na ludziach. Poza tym widziałam jego zachowanie na imprezie, mogłabym teraz snuć masę obaw dotyczących jego osoby.
- Podwiózłbym cię. A ty myślałaś, że co? - zmarszczył czoło
- Nie wiem. Pojawiłeś się tak nagle...
- Nie ma sprawy, miłego spaceru - chwycił kierownicę, a szyba powoli podniosła się do góry. Wtem bure niebo przecięła ogromna błyskawica. Podskoczyłam przerażona i podbiegłam do samochodu Justina.
- Dobra okej! - zajęłam miejsce obok kierowcy i zapięłam pas. Serce waliło mi jakbym zaraz miała dostać palpitacji. Słysząc śmiech, odwróciłam głowę w stronę chłopaka.
- Przepraszam, to jest aż tak zabawne? - syknęłam.
- Co? To, że  wyglądasz jak zmokła kura, która boi się burzy? Owszem - odparł odpalając silnik. - Naprawdę myślałaś, że mógłbym cię śledzić? - przyjrzał się mi uważne.
Zacisnęłam wargi w wąską linię, wzruszając ramionami.
- O tej porze kręcą się tu różni ludzie. Nie znam cię tak dobrze, a twój wjazd...
- ..to mój znak rozpoznawczy - dokończył za mnie.
Zmarszczyłam czoło
- Rozumiem, że w tej chwili mam do czynienia z piratem drogowym? - zapytałam. Justin pokręcił głową rozbawiony
- Tylko żartowałem.
- Ah, czyli po prostu chciałeś mnie wystraszyć? - uniosłam brew.
Przekręcił głowę w bok, głęboko nad czymś myśląc
- No, można to tak ująć - odparł.
Westchnęłam opadając na fotel. Kiedy Justin spytał w którą stronę ma jechać, podałam mu trasę do swojego domu. Wciąż miałam w głowie słowa Kevina, ale on przecież nie musi wiedzieć, że Justin mnie podwiózł. Jeśli miałby wyrzuty o coś tak błahego, wyszedłby w moich oczach na idiotę.
- Chyba twój telefon... - chłopak zerknął kątem oka na moje spodnie. Z tego wszystkiego wcale nie czułam, że od paru chwil wibruje.
Wyciągnęłam komórkę jak najszybciej się dało i odebrałam nawet nie zerkając wcześniej na wyświetlacz.
- Halo?
- Kochanie? Gdzie jesteś? Miałaś wrócić na kolację, a jest już dobrze po ósmej - usłyszałam mamę i natychmiast wywróciłam oczami. Dlaczego musi mi to robić? Mam już 17 lat, jestem prawie dorosła, a traktuje mnie jak małą dziewczynkę. To naprawdę denerwujące.
- Już wracam do domu. Zasiedziałyśmy się z Lizz, wiesz, te nasze sprawy... - poczułam na sobie ciekawski wzrok Justina. Zagryzłam wargę. - Mamo, muszę kończyć, jestem w samym centrum burzy. Do zobaczenia, kocham cię, pa - rozłączyłam się.
- Ciebie też? - spytał. Zerknęłam na niego ze znakiem zapytania wymalowanym na twarzy
- Co takiego?
- Dręczy nadopiekuńcza mama - wyjaśnił.
Stłumiłam w sobie śmiech.
- Trochę, czasami. Wiem, że bardzo mnie kocha, ale mogłaby przystopować. Robi mi siarę. Wszędzie muszę być punktualnie, wszędzie musi panować porządek, a kiedy długo nie wracam, dzwoni tyle razy, dopóki nie odbiorę - oparłam głowę o zagłówek fotela i przymknęłam powieki.
Znów usłyszałam jak się śmieje.
- Moja mama ma bzika na punkcie mebli i innych pierdół sprowadzanych z różnych części świata. Czy to Afryka Południowa czy Europa czy Bliski Wschód, zawsze naprzywozi masę pamiątek. I traktuje je jak wystawę w muzeum. "Nie dotykaj, bo pobrudzisz!", "Zdejmij nogi z tego stołka!", "Gdzie po tym dywanie w butach!" - przyznał i westchnął ciężko. - Ale jeśli chodzi o prywatność, dałem jej do zrozumienia, że jestem już prawie pełnoletni. Zrozumiała.
- Przynajmniej tyle - odparłam patrząc na niego z rozbawieniem. - U mojej mamy wszystko musi chodzić sprawnie jak w zegarku. Jest strasznie obowiązkowa i pilna. Robi mi wyrzuty nawet kiedy wrócę do domu pół godziny po czasie - jęknęłam.
- To chyba już u rodziców normalne. Martwią się o nas i tak dalej. Doceniam to, bo widzę jak trudno wychowywać trójkę dzieci samotnie - spoważniał, zaciskając palce na kierownicy.
Otwierałam usta, by zadać cisnące mi się na usta pytanie, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. No bo co mogłam powiedzieć? "Aaa... twój tata przecież siedzi w więzieniu, prawda? Jak się z tym czujesz? To musi być straszne wiedząc, że ma się ojca gangstera. Na pewno za nim tęsknisz. Ale z drugiej strony masz wiele znajomości, niezłą obstawę. Czyż to nie wspaniale?" Brzmi gorzej niż kretyńsko. Co ja mogę wiedzieć o zasadach, jakimi rządzą się prawa ulicznych gangów? Jestem szarą dziewczyną z Los Angeles, dla której ważne jest zaliczenie szkoły i pójście do dobrego collage'u. Dla Justina na pewno liczy się zupełnie co innego. W ogóle co ja do cholery robię w jego samochodzie?!
- Co tak zamilkłaś? - odezwał się po chwili i zerknął na mnie kątem oka.
Wzruszyłam ramionami.
- Mów coś - dodał. - Nie lubię takiej ciszy
- Co mam mówić?
- Nie wiem, cokolwiek - rzucił wbijając wzrok w ciemność przed sobą. - Z reguły ludzie pytają się mnie o wiele rzeczy. Związanych z moją przeszłością, rodziną... A ty wcale nie pytasz - zauważył.
- Bo mnie to nie interesuje - odparłam krótko. Oderwał wzrok od drogi by przyjrzeć mi się uważniej.
- Albo Kevin już ci wszystko powiedział. Widziałem jak wychodziłaś razem z nim w piątek. Bardziej uwierzę w to niż, że nie interesuje cię moja osoba.
Zmarszczyłam brwi nie wierząc własnym uszom. Mimo, że faktycznie wiedziałam o nim ciut więcej niż się tego wcześniej spodziewał, był chyba pierwszą osobą z takim poczuciem wartości, którą zdarzyło mi się poznać.
- No przyznaj mi rację. Nie jestem idiotą. Znam Kevina. Wiem jaki jest - uśmiechnął się z pogardą. - Co ci o mnie powiedział?
Złożyłam ręce na piersiach odwracając wzrok. Zauważywszy rząd domków jednorodzinnych, odetchnęłam z ulgą i podziękowałam Bogu za taką przychylność.
- To jest już mój dom - odparłam, kiedy podjechał pod właściwy adres. Pociągnęłam klamkę do siebie i pchnęłam drzwi auta, ale nie otworzyły się. Spróbowałam jeszcze raz. Ten sam efekt. Spojrzałam na Justina zdezorientowana.
- Nie wygłupiaj się, otwórz drzwi!
Chłopak siedział spokojnie, a na jego twarzy malował się uśmiech. Kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi, ale przy drzwiach mojego domu nie ma prawa nic mi zrobić.
- Bez paniki zmokła kuro - zaśmiał się pod nosem, wysiadając na zewnątrz. Co on do cholery wyprawia? Miałam tylko szybko wyskoczyć z samochodu i pobiec do domu. Teraz najgorsze żeby zobaczyli nas moi rodzice.
Justin obszedł samochód i otworzył przede mną drzwi po czym chwycił moją dłoń. Stanęłam przed nim. Deszcz przestał już padać. W rozrzedzonym powietrzu unosił się przyjemny zapach wilgoci. Ten który czuje się zaraz po odejściu burzy. Równie przyjemne byłoby znalezienie się już w domu, a chłopak jak stał tak stał, trzymając moją dłoń w lekkim uścisku. Jego wzrok lustrował moją twarz aż w końcu zatrzymał się w moich oczach. Justin był nieco niższy od Kevina, więc nie musiałam zadzierać głowy do góry, żeby na niego spojrzeć.
Coś intrygującego było w jego spojrzeniu. Kryło w sobie wiele tajemnic, które maskował egoistycznymi odzywkami i niewyobrażalną chęcią bycia kimś ważnym, budzącym respekt i uznanie. Nigdy nie widziałam czegoś podobnego. To, kim jest Justin, budziło we mnie lęk. Chociażby przez jego zachowanie. Raz próbuje być dżentelmenem, raz dobrym kumplem, z którym można pogadać o wszystkim, a raz oschłym dupkiem patrzącym tylko na czubek swojego nosa. Tyle mogłam wywnioskować po naszym dzisiejszym krótkim spotkaniu. Nie wiem w co on pogrywa, ale wcale mi się to nie podobało.
- Do zobaczenia, Heav - mruknął nonszalancko, muskając wierzch mojej dłoni. Uniósł kącik swoich ust ku górze, zapewne zauważając, że się rumienię.
Cholera.

Kevin

Zasłaniając sobie uszy poduszką wydarłem się słowem ‘’kurwa’’ na cały dom. Jak taka mała dziewczynka, która nie ma nawet roku, potrafi swoimi donośnymi krzykami obudzić cały dom? Nie, czekajcie. Obudziła tylko mnie, bo wspaniałomyślni rodzice zapomnieli, że mają syna i wsadzili tą piszczałkę do jego pokoju. Jakbym zapomniał. Po żadnej reakcji na mój krzyk, zerwałem się z łóżka i w ciągu kilku sekund znalazłem się w sypialni rodziców.
-Co do...
-Albo zabierzesz tego bachora z mojego pokoju albo wypierdolę je przez okno- wycedziłem zdenerwowany wpatrując się w rodziców z furią w oczach.
-I na około się pieprzycie! Macie już trójkę dzieci na głowie i może za miesiąc powiecie mi, że matka jest w ciąży?!- krzyczałem już wytrącony z równowagi, chociaż starzy nie odezwali się jeszcze ani razu - Jeśli po wróceniu ze szkoły to łóżeczko będzie nadal stało w moim pokoju, przyrzekam wam, że je rozwalę, wyrzucę, spalę i… nieważne - wyszedłem zatrzaskując za sobą drzwi. Wróciłem do swojego pokoju, rzuciłem oczami na nadal płaczącą Claire i zacząłem się ubierać.
Wciągnąłem na siebie jeansowe, ciemne rurki, zapiąłem czarny pasek, wziąłem czerwony T-shirt do ręki i zszedłem do kuchni. Zajrzałem do lodówki, w której znajdowało się parę szynek, jajek, bekon, ser żółty i marny pasztet kupiony w jakimś pobliskim spożywczaku. Smażąc sobie jajecznicę na bekonie przeklinałem w duchu rodziców i całe moje porąbane życie. Przekleństwa, wyzwiska, a czasami nawet bijatyki w moim domu były na porządku dziennym. Albo ojciec wracał wieczorami pijany, robił awanturę o byle gówno i bił matkę, mnie albo w najgorszym przypadku Bruna- mojego 14-letniego brata. Jest silny, daje sobie radę. Od zawsze byłem dla niego bezpośredni i mówiłem mu całą prawdę o naszej rodzinie. Co prawda pewnie szlaja się z kolegami na jakieś papierosy, ale to już mam w dupie. Nie będę mu tłumaczył co jest dobre a co nie i czy powinien to robić, bo przecież robię to samo. To tak jakbym był płatnym zabójcą i tłumaczył dziecku, że nie można bić się w szkole. To jego życie, ja w jego wieku robiłem gorsze rzeczy. Oczywiście rodziców w ogóle nie obchodzi to co robimy i jak się czujemy, co mnie dziwi ze względu na to, że ciągle się pieprzą.
Teraz moją ambicją jest zamieszkanie z Heaven. Planujemy to odkąd jesteśmy razem. Musi tylko zdać szkołę i wybrać studia o ile się na nie dostanie. Nie musimy mieć wypasionego domu z balkonem, pięcioma pokojami i nie wiadomo czym jeszcze, więc wystarczy mi zwykła praca w jakiejś knajpce.

W intensywnym rozmyślaniu o mojej przyszłości przerwało mi uderzenie w moje prawe ramię przez które od razu znalazłem się na podłodze. Nie zdążyłem nawet podnieść głowy gdy zostałem kopnięty w nogę.  Syknąłem z bólu zaciskając mocno oczy.
-Tom!- mama wparowała do kuchni zakrywając sobie usta dłońmi- Tom, przestań!- wrzasnęła przerażona. Ojciec odwrócił się do niej z mordem w oczach i ruszył w jej stronę. Wiadomo co miało się teraz wydarzyć- matka mu się sprzeciwiła. Jedyną reprymendą jest oczywiście pobicie. Korzystając z okazji, szybko wstałem nie zważając na ból w prawej łydce i rzuciłem się na ojca zanim nawet zdążył dotknąć matki. Pod moim ciężarem mężczyzna się ugiął i spadł ze mną na kafelki. W furii uderzyłem go pięścią w twarz.
-Czy ci kompletnie odbiło?!- krzyknąłem mu prosto w twarz szarpiąc nim- Bij sobie do cholery każdego mężczyznę, chłopaka jakiego chcesz, ale na matkę ani na żadną inną kobietę nie podnoś tych brudnych rąk! Rozumiesz?!- krzyknąłem jeszcze raz uderzając go w twarz. Mężczyzna próbował machnąć ręką, ale nie miał siły tym bardziej, że był po kilku głębszych. Szarpnąłem nim jeszcze raz uderzając jego łopatkami o zimne podłoże. Podniosłem się. Popatrzyłem na matkę. Miała całą zapłakaną twarz. Minąłem ją i Bruna stojącego w progu. nie patrząc żadnemu z nich w oczy. Ruszyłem w stronę przedpokoju. Założyłem na nogi moje czarne adidasy po czym wróciłem do kuchni. Zgarnąłem wcześniej czerwony T-shirt i wcisnąłem go sobie przez głowę. Podszedłem do kuchenki i wyłączyłem gaz na którym smażyła się jajecznica. Przełożyłem ją szybko na talerz i odstawiłem na stół.
-Smacznego Bruno- mruknąłem i po chwili już byłem za drzwiami domu.
Wjeżdżając na parking od razu spostrzegłem Kyle’a opierającego się o murek szkolny i odpalającego papierosa
-Siema- mruknął marszcząc brwi od rażącego słońca i podając mi jedną rękę w geście przywitania, kiedy tylko do niego podszedłem.
-Cześć- odwzajemniłem mocny uścisk i oparłem się obok niego.
-Gdzie ty wczoraj byłeś? Dzwoniłem i nie odbierałeś- stwierdził Kyle zaciągając się tytoniem. Podrapałem się po karku marszcząc czoło i zastanawiając się co powiedzieć.
-Ja… uczyłem się- powiedziałem, jednak niezbyt przekonująco.
-Czego?- prychnął odsuwając papierosa od ust i patrząc na mnie z politowaniem- chemii?
-Stary, musiałem…- westchnąłem na co Kyle pokręcił z dezaprobatą głową.
-Nic nie musiałeś. Jesteś żałosny- prychnął- Prędzej czy później wszystko się wyda i Heav cię zostawi i zanim się obejrzysz ona będzie już z innym.
-Nic się nie wyda, a ona nie będzie z nikim… Może jest atrakcyjna…
-Uwierz mi, to wystarczy. Wszyscy się na nią rzucą. Ładna, atrakcyjna singielka, na dodatek dosyć błyskotliwa i…
-Panie Young! Ile razy mam powtarzać, że na terenie szkoły się nie pali?!- krzyknęła zbulwersowana profesor Burge podchodząc do nas- proszę natychmiast zgasić to diabelstwo- rozkazała na co Kyle wyrzucił papierosa i przydeptał butem. Nauczycielka stała jak wryta w ziemię. Wyglądała jakby zaraz miała dostać palpitacji- Proszę to podnieść!- Wrzasnęła wskazując palcem wskazującym na śmieć.
-Mrówki sobie popalą- wymamrotał pod nosem podnosząc papierosa.
-Słucham? Większej bzdury nigdy nie słyszałam!- powiedziała nadal zła profesor.
-On dzisiaj same głupoty mówi- wyszczerzyłem się po czym odszedłem zostawiając tego palanta z panią Burge.
Kierując się przez szkolny korytarz do mojej szafki zauważyłem plotkujące po cichu Heav z Lizz przed salą kółka dramatycznego. Ta pierwsza wyglądała na lekko zdenerwowaną, chociaż co chwilę na jej ustach pojawiał się nikły uśmiech wywołany komentarzami przyjaciółki. Podszedłem dyskretnie od tyłu Heav i łapiąc ją za boczki, zapytałem:
-O czym tak plotkujecie, dziewczyny?
Gdy poczułem jak moja dziewczyna się wzdrygnęła uśmiechnąłem się triumfalnie obejmując ją w pasie i złożyłem na jej policzku słodkiego całusa na co ona się zaśmiała.
-Gadałyśmy o takim jednym…- odpowiedziała udając poważną.
-Tak? O jakim jednym?- mruknąłem na co Lizz przewróciła oczami.
-Nie o Tobie- fuknęła i uśmiechnęła się z rozbawieniem.
-Mam być zazdrosny?- zaśmiałem się do ucha Heav.
-Sama nie wiem… Widziałeś ten seksowny tyłek Cruze’a?- spytała unosząc brwi.
-Nieee, nie zwróciłem uwagi. Jedyny seksowny tyłek jaki widzę w tej szkole to twój- uśmiechnąłem się. Heav się zaśmiała, a Lizz prychnęła. Popatrzyłem na nią ze zmarszczonymi brwiami.
-Ah… no, twój też jest spoko- stwierdziłem na co dziewczyna nadal była obojętna.
-Widzimy się potem, Heav- mruknęła i oddaliła się od nas.
-Pa!- krzyknęła Heav i wtuliła się we mnie- Tęskniłam.
-Ja też- zamruczałem jej do ucha uśmiechając się lekko i mocniej łapiąc ją w talii- Ale jestem zazdrosny o tego Cruze’a- zrobiłem smutną minkę i obróciłem głowę aby popatrzeć na swoje tyły- Mój tyłek nie jest seksowny?- zmarszczyłem brwi udając zmartwionego i popatrzyłem na nią. Ona wybuchła śmiechem, objęła moją twarz swoimi dłońmi i złączyła nasze usta w mocnym pocałunku.
-Twój jest lepszy- zachichotała opierając się o szafki. Przylgnąłem do niej przyciskając ją do niebieskiego metalu po czym wpiłem się w jej usta
-Tak właśnie myślałem- mruknąłem odrywając się na chwilę od niej po czym wróciłem do poprzedniej czynności. Obejmując jej talię, jedną ręką zacząłem powoli i dyskretnie (tak aby nikt nie zauważył, bo jak zwykle było trochę gapiów, którzy nie mają własnego życia i czerpią przyjemność lub też na odwrót z patrzenia na życie innych) zjeżdżać w dół, aż natknąłem się na jej jędrny pośladek i ścisnąłem go lekko. Poczułem przez chwile znieruchomiałe wargi Heav w moich, ale po chwili wróciła na ziemię zwiększając namiętność pocałunku. Jedną ręką trzymała się mojego ramienia, a drugą karku, masując oba te miejsca. Było świetnie dopóki ktoś nam nie przerwał.
-Ekhem…- w moich uszach zadźwięczał znajomy, rozbawiony głos- Moglibyście się trochę przesunąć? Oderwałem się niechętnie od dziewczyny nadal ją obejmując i popatrzyłem zdezorientowany na Justina stojącego przy nas. Jego wzrok był skierowany na Heaven, a na jego ustach gościł jego słynny uśmieszek.
-Nie możesz pójść sobie gdzie indziej?- warknąłem przyciskając do siebie Heav, żeby pokazać mu, że jest moja, ale ona szybko wyrwała się z mojego uścisku i stanęła za mną, przyglądając się Justinowi.
-Nie, nie mogę. Blokujecie mi szafkę- zaśmiał się i poklepał ręką swoją własność.- To znaczy wiesz… Jeśli nadal chcecie się ślinić, to poczekam sobie i… popatrzę, żeby wiedzieć jak to się robi na przyszłość… z konkretnymi osobami- wyszczerzył zęby w uśmiechu i mrugnął do Heav, na co tej zrzedła mina, ale jednocześnie oblała się rumieńcem. Co ten skurwiel sobie do cholery myśli?!
-Zamknij ryj, Bieber…
-Chodź Kevin - wymamrotała Heav łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w przeciwną stronę. Bez słowa poddałem się jej, bo nie miałem ochoty być w jednym miejscu sekundę dłużej z tym gnojkiem, chociaż byłem bliski uderzenia go z pięści w tą zarozumiałą mordę.
-Do zobaczenia znowu, Heav!- krzyknął Justin nadal się śmiejąc. Usłyszałem dźwięk otwieranej szafki, a po chwili byliśmy już w drugiej części szkoły.

_______________________

Przepraszamy, że tak zwlekałyśmy z tym rozdziałem! To był naprawdę wyczerpujący miesiąc w roku, teraz będzie już z górki. Idą wakacje, więc rozdziały będą pojawiały się o wiele wiele częściej :) 
Nie zapominajcie po przeczytaniu zostawić swojej opinii, to dla nas wiele znaczy <3

+ O kolejnych rozdziałach powiadamiamy każdego, kto komentuje na bieżąco!

8 komentarzy:

  1. Świetne i fajnie, że takie długie ; 33 Czekam na następny z zainteresowaniem : D

    OdpowiedzUsuń
  2. asdfghjkl; Jezu, tyle czekałam aż rozdział się pojawi *-*
    Mówiłam już, że to kocham? Tak? To powiem jeszcze raz XD
    Kocham Was i tego bloga ♥♥
    Czekam z niecierpliwością na następny! Mam nadzieję, że pojawi się szybko :D xx
    @xffondue

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział. W końcu się doczekałam :))
    Czekam na następny <3
    PS jeszcze więcej Kevina plz ~J.C

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow. Niesamowita historia. Kevin - o Boże kocham takich jak on. Justin w wersji złego chłopczyka - dobry wybór. Heaven - spoko dziewczyna. Czekam na next i mam nadzieję, że pojawi się szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początek przepraszam, że nie skomentowałam od razu. Będę sie usprawiedliwiać tym, że Wy również troszeczkę kazałyście na rozdział poczekać, chociaż to jest najgłupsza wymówka świata, ale nie mam innej xD
    W punkcie numer dwa tego komentarza, walnę jakimś cytatem, żeby było wystarczająco inspirująco: "Wymagajcie od siebie, choćby inni od was nie wymagali". Jprdl, nie wiem, czy to może mieć jakikolwiek związek z pisaniem, ale to jedyny w miarę senswny cytat jaki znam ;D *matko, czy ja się tu przypadkiem nie ośmieszam* Chociaż nie, moment, znalazłam związek! Nawet gdyby pole komentarzy świeciło pustkami i czytelnicy nie motywowali Was wystarczająco, to mimo wszystko
    nie wolno Wam przestać pisać, bo jesteście w tym przegenialne, a talentu nie można marnować. To wszystko oczywiście czysto hipotetycznie, ponieważ wiadomo, że tak cudowna historia zawsze bedzie spotykać sie z zachwytem czytelników, a moim to już na tysiąc procent! ;D
    Uff.. Przebrnęliśmy jakoś przez punt numer dwa, więc teraz najprzyjemniejsze. Punkt trzeci czyli.. JARANIE SIĘ ROZDZIAŁEM! :D A jest sie tutaj czym jarać! asdfhahakajlkajkllala *.* Zbliżyli sie do siebie! Justin i Heav! On ja uratował przed burzą! Wracali razem jednym, wypasionym samochodem! Szczerze rozmawiali!!! Niby nic, a jednak cieszy i ekscytuje xD A potem wszystko wróciło do normy i Justin znów stał się chamskim, bezczelnym typkiem bez zahamowań.. Lubię go takiego ;D
    Podsumowując, rozdział cudny. W przeciwieństwie do tego komentarza, który jest jednym z najbardziej bezsensownych i chaotycznych, jaki w życiu napisałam, no ale cóż.. Nie można mieć wszystkiego. (inspirująca myśl numer dwa! XD)
    Kocham, całuję i czekam na nexta z niecierpliwością!
    Love xXx

    OdpowiedzUsuń
  6. Więc na sam początek plus za długi rozdział, jeżeli chodzi o ten. ; )
    Justin jest w waszym opowiadaniu agresywny i ogólnie zły, co mi się podoba, nie ukrywam, że lubię gdy taki jest. Co do reszty, jest dobrze. Muszę jeszcze pochwalić zwiastun, oryginalny. : )

    OdpowiedzUsuń
  7. okej, próba dodania komentarza numer dwa haha

    przepraszam, że to tyle zajeło, ale jakoś nie mogłam się zebrać, a potem jak napiusałam komentarz życia, to sie usunął...

    a więc, rozdział jest superidealnywspaniałycudownyboski :3 uwielbiam jak justin jest taki agresywny ahaha <3

    pamiętam, że wtedy pisałam coś o Damonie i miało to jakiś związek, ale teraz już nie wiem o co chodziło, więc ten komentarz nie będzie taki8 fajny jak chciałam cnie :c

    czekam na nn *dodam orginalniejszy komentarz*

    @fabharreh x

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow naprawdę fajne opowiadanie nie mogę doczekać się nowego rozdziału jestej @bieber_stach na tt

    OdpowiedzUsuń