poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Rozdział 2


- Niebezpieczna? - powtórzyłam nie będąc do końca pewna czy przypadkiem się nie przesłyszałam - Co masz na myśli mówiąc "niebezpieczna"?
Jego mięśnie twarzy wciąż pozostały napięte. Wpatrywał się we mnie ze skupieniem, jakby usilnie próbując doszukać się czegoś w moich oczach. Ta dziwna cisza między nami zaczęła mnie przerażać, a moje ciało przeszył dreszcz.
- Kevin, zadałam ci pytanie - odparłam wyraźnie akcentując każde słowo.
- Rób co chcesz - jego wyczerpująca odpowiedź sprawiła że moja ochota na uduszenie go gołymi rękoma stała się dwa razy większa
- Tylko uważaj z kim rozmawiasz, jasne? - dodał poważnym tonem.
- Jeśli to jakaś durna próba wystraszenia mnie, to muszę cię rozczarować, bo nie dam się nabrać - pomachałam mu palcem przed twarzą. Zaśmiał się kpiąco i chwycił mnie za rękę, prowadząc w stronę swojego samochodu.
- Mówię całkiem serio - otworzył mi drzwi od strony pasażera po czym sam usiadł na miejscu kierowcy. Zanim włączył silnik, wyciągnął ze schowka paczkę papierosów i wsadziwszy jednego między swoje wargi, zapalił go. Zwinnym ruchem zabrałam mu papierosa i zaciągnęłam się, przymykając z rozkoszą powieki.
- Auć, jakie to niegrzeczne - uśmiechnął się, przez ten cały czas skupiając swój wzrok na mnie.
- Co takiego? - spytałam i skierowałam dym tytoniowy w jego stronę. Wciągnął nosem sporą garść tej mieszanki, a jego uśmiech znacznie się poszerzył.
- Ty... - mruknął nisko - ...robisz to...
Powtórzyłam tą samą czynność, przysuwając się do niego bliżej.
- ...tak seksownie - napawał się moim widokiem, obserwując każdy mój ruch w ogromnym skupieniu. Usiadłam okrakiem na jego kolanach i musnęłam jego wargi swoimi, lekko je rozchylając. Wypuściłam dym z płuc pozwalając mu swobodnie rozpłynąć się w jamie ustnej chłopaka.
- Chryste, Heav... - jęknął tuż przy mojej twarzy, zaciskając palce na moich pośladkach, czym sprawił, że podskoczyłam w miejscu, gwałtownie nabierając powietrza.
Nachyliłam się nad nim i przejechałam językiem po czubku jego nosa. Jego dłonie powędrowały na moje uda. Ścisnął je delikatnie, uniósł mnie nieco wyżej i zaczął składać krótkie pocałunki na moich obojczykach.
- Heaven, nie każ mi tego robić - mruknął mi do ucha - Nie tutaj.
Ostatni raz wzięłam papierosa do ust po czym oddałam go chłopakowi. Odchyliłam głowę do tyłu i wydmuchałam powoli cały dym, który w kilka sekund wypełnił wnętrze samochodu gorzkim smakiem nikotyny.
- Mówiłeś coś? - zerknęłam na niego, unosząc jedną brew.
- Albo ze mnie zejdziesz albo zerżnę cię tu za raz... dwa...
W mgnieniu oka znalazłam się z powrotem na swoim siedzeniu. Kevin parsknął śmiechem. Wyrzucił papierosa przez okno i odpaliwszy silnik, ruszył z parkingu.
- To byłaby dla mnie i dla ciebie czysta przyjemność, ale skoro nie... - udał, że jest mu przykro z tego powodu.
- Skąd jesteś taki pewny? - fuknęłam. - Byli lepsi od ciebie - próbowałam teraz to jemu zrobić na złość, ale nie wyglądało, żeby moje słowa w jakikolwiek sposób go dotknęły. Wręcz przeciwnie. Znów głupio się zaśmiał.
- To co to było przed chwilą? Tak po prostu, nagle zachciało ci się bliskości? Uważaj, bo uwierzę - odparł kpiąco i przytaknął głową, zaciskając wargi w wąską linię
- Jesteś zapatrzonym w siebie gnojkiem - mruknęłam odwracając wzrok.
- Skarbie, to ty gadasz bzdury
- Ależ ja doskonale wiem co mówię
- Nie jestem do końca pewien. Przyznałaś, że wcale cię nie pociągam. Skarbie, może ty masz gorączkę? - przyłożył swoją dłoń do mojego czoła. Odsunęłam ją, hamując swoje rozbawienie.
- Wcale tak nie powiedziałam! Powiedziałam, że byli lepsi od ciebie - wytłumaczyłam się
- Jacy "lepsi ode mnie"? W twoim życiu? Do tej pory pamiętam twój jęk bólu, kiedy po raz pie...
- Skończ! - uniosłam dłoń na wysokości jego twarzy - Naprawdę nie mam ochoty dłużej prowadzić tej żenującej rozmowy.
Zachichotał.
- Nie wierzę. Naprawdę nie chciałabyś zrobić tego w samochodzie? - zerknął na mnie kątem oka.
- Nie, kretynie. Ostatnie czego mi potrzeba to seksu w samochodzie. Dlaczego ty zawsze myślisz o jednym? - uniosłam się.
Kevin uniósł rękę w geście obronnym, drugą trzymając na kierownicy i wykonując właśnie manewr wyprzedzania.
- Dobra, okej. Po prostu spytałem. Poza tym, jeśli mam być szczery, to wcale nie jest takie wygodne jak się wydaje
Oparłam się czołem o szybę i wzięłam wdech, licząc powoli do dziesięciu.

* * *

- Cześć kochanie! - mama zauważyła mnie wchodzącą po schodach na górę
- Cześć.
- Jak w szkole?
Wzruszyłam ramionami
- Tak jak zwykle
- Na pewno? Coś ponuro wyglądasz - przyjrzała mi się uważniej.
- Mówię ci. Wszystko okej, nie masz się o co martwić
Zacisnęła wargi w wąską linię.
- Skoro tak mówisz - wytarła ręce o fartuch zawieszony na biodrach - Obiad już gotowy. Zejdź za chwilę
Przytaknęłam głową i pobiegłam na górę. Rzuciłam torbę na drugi koniec pokoju po czym wróciłam do kuchni, gdzie wszyscy zasiedli już do stołu. Zajęłam swoje miejsce i położyłam dłonie na kolanach, zaciskając je w piąstki.
- Dlaczego sobie nie nakładasz? - spytał tata, podając mi miskę makaronu ze szpinakiem. Niechętnie nałożyłam sobie kilka małych garści i zaczęłam przebierać w nich widelcem.
- Tato... - zaczęłam
Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem
- Słucham cię, Heaven
Po krótkiej pauzie znów zaczęłam mówić
- Bo dziś jest piątek. I znajomi robią imprezę. Mogłabym iść? - zagryzłam wargi.
Zgódź się, zgódź się, zgódź się.
- Co to za znajomi? - zapytał.
- Ze szkoły - odpowiedziałam bezzwłocznie.
- Heav... - tato odłożył widelec i wziął głęboki wdech.
Uwaga panie i panowie, prosimy o ciszę, bo oto pan Scierce ma zamiar wygłosić teraz przemowę dotyczącą bezpieczeństwa jej córki
- Nie ma mowy - odparł krótko.
- Tato, dlaczego?
- Nie będziesz mi się po nocach szlajać z bandą pijanych gówniarzy, Heav. I tak wystarczy, że chodzisz z tym Kevinem, czy jak mu tam.
Tata nie lubił Kevina i mówił o tym przy każdej wolnej okazji. Olałam jego słowa mimo uszu. Walczyłam dalej.
- To impreza w domu. Poza tym na około są sąsiedzi, więc głośno też nie będziemy. Tato, proszę, to piątek i nie chcę go spędzić sama, nudząc się w swoim pokoju - powiedziałam błagalnym tonem
- Zawsze możesz zaprosić Lizz...
- Arthur, zgódź się. Heaven potrzebuje zabawy, jest przecież nastolatką - wytłumaczyła mama - A racjonalnego myślenia jej nie brakuje. Możemy jej zaufać. Możemy, prawda? - tu zwróciła się do mnie. Coś zakuło mnie w sercu słysząc słowo "zaufać", ale przytaknęłam głową.
Spojrzałam na tatę, który wyraźnie walczył teraz sam ze sobą.
- Niech będzie. Ale o 23 masz być w łóżku. Minuta spóźnienia i masz szlaban do końca liceum.
- Arthur... - mama pokręciła z dezaprobatą głową.
- No co? - uniósł brwi - Troszczę się o jej bezpieczeństwo
- Dziękuję! Kocham cię - rzuciłam się tacie na szyję i pocałowałam go w policzek.
- Podwiozę cię - odparł
- Nie musisz. To niedaleko i idę z Lizz - powiedziałam szybko. Gdyby on mnie podwiózł, po pierwsze - narobiłby mi ogromnego wstydu, a po drugie - miałabym niezły problem, kiedy zobaczyłby jak naprawdę wygląda ta "mała, cicha impreza".
- Jak chcesz - wzruszył ramionami
Po obiedzie wróciłam do swojego pokoju i już miałam wybrać numer do Lizz, kiedy mój telefon zawibrował, a na wyświetlaczu pojawiło się nic innego jak imię mojej najdroższej przyjaciółki.
- Heaven, nie uwierzysz! W Brentwood jest impreza. Musimy tam być! - pisnęła do słuchawki
- To ty nie uwierzysz, bo właśnie miałam dzwonić do ciebie z tą samą informacją! - odpowiedziałam równie podekscytowana.
- Idzie ktoś z tobą? - spytała. Dałabym sobie rękę uciąć, że chodziło jej o Kevina.
Przygryzłam wnętrze policzka
- Nie.
- No to mamy wieczór dla siebie. Cudownie! Czekaj na mnie, zaraz będę - dodała i nim ja zdążyłam się odezwać, zakończyła rozmowę. Cała Lizz.
Rzuciłam komórkę na łóżko. Podeszłam do szafy i otworzywszy ją, stałam tak dobre dwadzieścia minut zanim zaczęłam cokolwiek z niej wyciągać. Po wielu próbach odnalezienia dobrej stylizacji, zdecydowałam się na krótkie spodenki z wysokim stanem, jaskrawy top na ramiączkach kończący się nad pępkiem i białe trampki. Włosy spięłam w niechlujnego koczka, ale po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że lepiej będzie jak pozwolę moim lokom opadać swobodnie na ramiona. Trochę pudru, rzęsy lekko podkreślone. Jest ok.
- Lizz już przyszła! - usłyszałam wołanie mamy dochodzące z korytarza.
Nie idź tam, proszę.
- Już schodzę!
Dlaczego do cholery mnie nie posłuchasz?
Po drodze zabrałam sweter leżący na krześle i zbiegłam po schodach, prosto w stronę drzwi wejściowych.
- Miłej zabawy! - krzyknęła mama
- Dzięki!
Heaven!
- Ej, wszystko w porządku? - Lizz chwyciła mnie za ramię i wbiła we mnie swój wzrok.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Tak, jak najbardziej

Gdy tylko dojechałyśmy na Brentwood, ujrzałam dom, w którym odbywała się impreza i nie mogłam wydusić żadnego sensownego słowa prócz ''ale super!''.
Budynek wykonano z bladożółtego kamienia, jednak w większości składał się on chyba z samych okien, przez co sprawiał wrażenie modernistycznego. Wszystkie zdobienia i lampki to tylko próbka tego, co dodawało tej willi uroku. Miałam wrażenie, że przyszłam na imprezę do Rihanny albo innej światowej osobistości. Oczywiście nie obeszło się chyba bez prawie całego liceum.
- Woah, mają tu nawet basen! - szepnęła podekscytowana Lizz, wskazując na odbijające się od ścian ruchy tafli wody. - Koleś który tu mieszka musi być nieźle nadziany... Serio, gdyby tata zobaczył co to za impreza to prawdopodobnie zatłukł mnie żelazkiem. Niby niemożliwe, ale mój staruszek umie wszystko - jest jak Chuck Norris. Jeszcze pewnie zabrałby mi telefon, a tego bym nie zniosła.
Zachichotałam słysząc słowa przyjaciółki. Jakby wyjęła mi to z ust.
- Mój ojciec jest wrogiem imprez. Nie wiem czy nadal przyznawałby się do mnie, gdybym powiedziała mu o tych wszystkich, na których do tej pory byłam - stwierdziłam kręcąc głową z rozbawieniem
- Ciesz się, że nie wie też, co wyprawiasz z Kevinem na przerwach lunchowych w męskiej szatni - przyznała trącając mnie w ramię
Spłonęłam rumieńcem
- Jego plan ogranicza nam spotkania na przerwach. To jedyna, na której widzimy się przez dłuższą chwilę...
- Dobrze, już się nie tłumacz - Lizz poklepała mnie po ramieniu
- A tak w ogóle to ty nawet nie wiesz co robimy - obudziłam się. Dziewczyna spojrzała na mnie uważnie
- Jesteś tego taka pewna?
Przymrużyłam powieki zastanawiając się, czy od tej pory muszę się jej bać.
- Nieważne, chodź - pociągnęła mnie za rękę prosto w stronę drzwi.
Już z daleka było widać kto wpuszcza gości
-No no, kogo my tu mamy - mruknął wysoki, ciemnoskóry chłopak, zagradzając mi i mojej przyjaciółce wejście do domu. Zmierzył nas od stóp do głów i oblizawszy wargi, pogładził się po podbródku - Jak się macie, ślicznotki?
- Wspaniale. A teraz nas wpuść - chciałam przejść, jednak on stał jak wryty. Wbiłam w niego zdezorientowane spojrzenie
- Nie wiem. Nie wyglądacie, żebyście skończyły 18 lat...
- Ale mamy, idioto. To nie jest jakiś klub, tylko zwykła impreza, więc daj nam przejść - uniosłam się. Chłopak chwycił moje nadgarstki i spojrzał mi w oczy
- Słuchaj, to nie jest twój dom. To nie ty ustalasz tu zasady - warknął.
Przełknęłam ślinę.
- Wpuść nas, skończony popaprańcu! - wypowiedziałam te słowa z przesadną dokładnością, czekając na jego reakcję. Swoim przenikliwym spojrzeniem powoli wiercił mi dziurę w twarzy, do tego milczał znaczną część czasu. Doszła do mnie okropna myśl, że z dzisiejszej zabawy nici.
- Okej, wpuszczę was. Jeśli od każdej dostanę gorącego buziaka. W usta - przygryzł wargę, uśmiechając się szyderczo
Nie minęło nawet pięć sekund jak moje kolano znalazło się pomiędzy jego nogami
- Ała! Kurwa! - zgiął się w pół.
Wtem jakaś męska dłoń spoczęła na jego ramieniu.
- Słyszałem krzyki. Co jest?
Nieznajomy zdjął z oczu swoje przyciemniane Ray Bany, a jego spojrzenie powędrowało na mnie i wystraszoną Lizz, stojącą u mojego boku. Posłał w naszą stronę coś w rodzaju półuśmiechu, co - przyznam - wyszło mu całkiem seksownie.
- Ta suka kopnęła mnie w jaja!
Usłyszawszy odpowiedź, spróbował nie wybuchnąć śmiechem
- Już ci mówiłem, że tylko największy kutas na świecie odzywa się tak do takich pięknych dziewczyn. Wchodźcie - odparł ze spokojem i zaprosił nas ruchem głowy do środka.
Przechodząc przez próg mieszkania, dam głowę, że poczułam jego opuszki palców na swojej skórze, w dolnej części pleców.

Justin

Sądziłem, że będzie to jedna z najnudniejszych imprez, jakie do tej pory urządziłem. Nie dosyć, że brak fajnych dupeczek, to atmosfera dosyć sztywna.
Kiedy moim oczom ukazała się Heaven Scierce, od razu uwierzyłem, że jeszcze nie wszystko stracone. Dziewczyna Royle'a. W tym domu. Sama. Może być całkiem ciekawie.
- No to miłej zabawy - podałem dziewczynie i jej koleżance po drinku z sokiem pomarańczowym
- Dzięki, że nas wpuściłeś - odpowiedziała z uśmiechem
Z powrotem nałożyłem na nos swoje okulary.
- To raczej ja dziękuję, że przyszłyście - odwzajemniłem uśmiech.
Zabawa się rozkręciła. Coraz więcej osób przechodziło przez drzwi, niektórzy byli pijani już od początku, a inni dopiero zaczynali, a jeszcze inni zgonowali po kątach lub na schodach prowadzących na piętro
Taki widok wywoływał u mnie niekontrolowane rozbawienie. Skoro ci idioci wiedzą, że mają słabą głowę to po co tyle chleją?
- Minęły już prawie dwie godziny, a ja wciąż nie znam twojego imienia.
Spojrzała na mnie unosząc jedną brew
Chyba teraz powinienem wstać, przyłożyć jej w twarz i dać jej do zrozumienia, że grzechem jest nie znać mojego imienia. Ale miała ku temu prawo. Kevin robi co w swojej mocy, by tylko nie spotkała na swojej drodze mnie, bo wie czym może się to skończyć. Biedny. Ciekawe co zrobi, kiedy dowie się, że przyszła do mnie zupełnie sama. Nie musiałem nic robić. Wystarczy, że na nią spojrzałem, a była już moja.
- Jestem Justin. Justin Bieber. Może słyszałaś.
Pokręciła przecząco głową.
Upiłem ostatek trunku ze szklanki, oblizałem wargi i odstawiłem ją na bok, przysuwając się do dziewczyny bliżej.
To teraz będzie ci się ono śniło po nocach, kochanie.
- Inni mówią na mnie Rogue. Może to coś ci mówi?
Zamyśliła się
- Mam wrażenie, że raz gdzieś to słyszałam... - zaczęła
Uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Może zostawmy ten temat. Teraz chciałbym usłyszeć twoje imię - spytałem dla zasady i schowałem kosmyk jej włosów za ucho, próbując nie zdradzić się uśmiechem.
- Heaven. Heaven Scierce - odparła i zamoczyła wargi w alkoholu.
Dźwięk jej imienia wydobywający się z jej ust, działał lepiej niż niejeden antydepresant. Zakodowałem go sobie mocno w pamięci.
- Heaven. Heav. Bardzo ładne imię - stwierdziłem podziwiając każdy centymetr jej anielskiej twarzy - Ten, kto jest z tobą, ma prawdziwy raj na ziemi... - pogładziłem ją delikatnie po policzku, przechylając głowę w bok. Wyczułem jej strach, więc spróbowałem dodać jej otuchy i swobodnym, delikatnym ruchem przejechałem wierzchem dłoni po jej przedramieniu.
- Można by rzec, że... - przybliżyłem się do niej - ...spadłaś mu z nieba.
- Masz trzy sekundy na zabranie od niej swoich brudnych łap, Bieber.
Zatrzymałem się kilka milimetrów przed twarzą dziewczyny, rozpoznając dobrze znany mi głos i odwróciłem się na pięcie.
- Royle, jak miło że wpadłeś.

środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 1


Kevin

-Cisza! Chcę przeczytać wasze przymiarkowe oceny!- klasa prawie całkowicie zamilkła nie licząc podnieconych szeptów. Cóż, liceum to nie bajka i każdy chce mieć dobre oceny, szczególnie z takich beznadziejnych przedmiotów jak chemia.
-Anderson dostateczny, Astrow dostateczny, Beans dobry... Peek dopuszczający...- między podanymi ocenami z ust pani Robinson można było usłyszeć ciche wzdychania zrezygnowania albo radości.
-...Peterson dopuszczający, Royle, emm... - zacięła się przy moim nazwisku. Zaśmiałem się cicho w duchu.
- Niedost...
- Słucham?- przerwałem.
- Niedostateczny, Royle! Weź się do nauki - odpowiedziała głośniej.
  Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy zaczęli się pakować i wychodzić z klasy. Ruszyłem powoli ku wyjściu, ale kiedy ostatnia osoba przede mną opuściła klasę, zamknąłem drzwi na klucz i odwróciłem się w stronę nauczycielki stojącej za moimi plecami.
Zostaliśmy sami. Czas podciągnąć oceny.
- Wyglądasz dziś nadzwyczaj gorąco- powiedziałem nonszalancko, podchodząc do niej. Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko patrzyła się na mnie z przerażaniem.
-Kevin... - chyba domyślała się do czego zmierzam.
-Boisz się, kotku?- szepnąłem opierając się rękami o jej podłokietniki od krzesła, tak, że nie mogła wstać, a moja twarz była tuż nad jej.
-Nie- odpowiedziała.
- Nie ma czego, prawda? - przycisnąłem ją do krzesła, czując jej szybki oddech - Tylko nie mogę zrozumieć... naprawdę niedostateczny? Nie byłem wtedy wystarczająco dobry? - wygiąłem usta w podkówkę.
Milczała.
- O ile się nie mylę, dzisiaj korki - na mojej twarzy pojawił się półuśmiech - Pokażę ci, że umiem wszystko. Nawet poza materiał - wyszeptałem tuż nad jej szyją.  Emily odchyliła delikatnie głowę do tyłu, abym miał do niej większy dostęp i wpiłem się wargami w jej skórę.
- Tak nie można - wydukała odpychając mnie od siebie - Jestem twoją nauczycielką!
Prychnąłem
- A czy w regulaminie jest jakiś punkt o zakazie pieprzenia swojej nauczycielki?
- Kevin!
- Nie bój się przyznać, że byłem dobry i że chciałabyś to powtórzyć - ponownie nachyliłem się tak, że nasze twarze dzieliły milimetry - Cholernie mnie pociągasz - złączyłem nasze wargi w czułym pocałunku.
Rozluźniła się i odwzajemniła go, stopniowo go pogłębiając. Coś nieprawdopodobnego jak łatwo było mi ją do siebie przekonać. Miałem nad nią totalną kontrolę i to mnie nakręcało.
- Bądź u mnie o siódmej - wydyszała krótko po czym wstała z miejsca i otworzywszy drzwi, gestem ręki wyprosiła mnie z klasy. Uśmiechnąłem się do siebie, kierując się w stronę wyjścia.

Odwróciłem wzrok od nauczycielki opuszczającej budynek szkoły i skierowałem głowę w dół. W tym samym momencie dostałem z pięści w brzuch.
- Ała! Za co? - skrzywiłem się.
- Jak zwykle mnie nie słuchasz! - Heaven zdawała się być gotowa udusić mnie wzrokiem.
- Przecież słucham
- Tak? To o czym teraz mówiłam? - położyła ręce na biodrach i przechyliła głowę w bok
Spojrzałem na Kyle'a, ale on był zbyt zajęty telefonem, więc pewnie też nie słuchał paplaniny dziewczyny. Westchnąłem zrezygnowany i przytuliłem ją z całej siły, opierając podbródek o czubek jej głowy.
- Pewnie znów coś cię denerwuje. Powinnaś wyluzować - zażartowałem.
- Wcale nie?
Byłem pewien, że właśnie w tym momencie ściągnęła brwi
- Teraz jestem zła, bo nie zwracasz na mnie uwagi. Chyba, że czegoś chcesz.
- Nie gadaj bzdur. Gdyby tak było, to teraz bym tu z tobą nie stał, tylko posuwał po kątach wszystkie cheerleaderki ze szkoły - stwierdziłem
- Jesteś okropny! - naburmuszona odepchnęła się ode mnie i skrzyżowała ręce na piersiach.
Stłumiłem w sobie śmiech
- No i co cię tak bawi? Straszny dupek z ciebie, wiesz?
- Ale mnie kochasz - odparłem pewny swoich słów
Nie odpowiedziała.

Heaven

Czasem ciężko było mi z nim wytrzymać. Zachowywał się jak jakiś pieprzony Alvaro i chyba momentami zapominał, że jestem jego dziewczyną. Wypuściłam powietrze z płuc, odwracając głowę w bok
- Dostałem cynk o Piątkowym Melanżu dziś o siódmej. Wszyscy ze szkoły są zaproszeni - niezręczną ciszę przerwał Kyle, spoglądając na nas znad swojej komórki. Ten zawsze najlepiej wiedział co dzieje się w okolicy. Był jak radar, który natychmiast włączał się po wykryciu nowego wydarzenia.
- Gdzie? - spytał Kevin.
- W Brentwood... - odpowiedział Kyle.
Oboje przyglądali się sobie w konsternacji. Kevin pokręcił przecząco głową, na co Kyle przytaknął ze zrozumieniem i schował telefon do kieszeni.
- Może innym razem - odparł.
Zmarszczyłam brwi zupełnie zdezorientowana
- Dlaczego? Co jest?
Kevin wykrzywił twarz w grymasie niezadowolenia, ale przerwałam mu gestem dłoni jeszcze zanim zaczął mówić
- Okej, lepiej już się nie odzywaj - nic nie ukryłoby teraz mojego wkurzenia.
- Ale Heav...
- Nie. Po prostu nie! - odparłam stanowczo i zrobiłam kilka kroków do tyłu - Pójdę z Lizz. A ty odezwij się do mnie jak tylko przypomnisz sobie kim dla ciebie jestem, adiós!
- Heaven! Nie dasz mi nawet dokończyć! - wrzasnął i nim zdążyłam przejść przez bramę, ścisnął mocno moją dłoń, sprawiając, że znów stanęłam naprzeciwko niego.
- Nie idź tam, proszę. - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
- Dlaczego niby?
Nie odezwał się ani słowem. Z jego miny wywnioskowałam, że próbuje mi coś powiedzieć, ale nie wiadomo czemu, coś nie pozwala mu otworzyć ust.
- Bo... nie chcę, żebyś tam poszła.
Prychnęłam nie wierząc własnym uszom.
- To mi argument! - wybuchłam - Może po prostu powiesz mi, że jesteś zazdrosny, bo na imprezie będzie masa przystojnych facetów i jeszcze któregoś przelecę!
- Heaven!
- Pójdź ze mną. Ostatnio spędziliśmy razem wieczór... nie pamiętam jak dawno temu - przechyliłam głowę w bok
- Kurwa, daj mi coś powiedzieć! - warknął
Zamilkłam.
- Okej, masz rację. Dawno nie wyszliśmy nigdzie razem. Nadrobimy to, ale nie dziś - odparł drapiąc się po karku - Grozi mi powtarzanie klasy i muszę poprawić oceny - odchrząknął trochę spięty.
Wbiłam w niego podejrzliwy wzrok. Wiedziałam, że ocen nie ma zadowalających, ale fakt, że rezygnuje z imprezy, żeby je poprawić, lekko mną wstrząsnął.
- Zwykle szkołę miałeś głęboko gdzieś - przypomniałam mu
- To chyba ty tak na mnie działasz - przysunął mnie do siebie i delikatnie objął w pasie - Sprawiasz, że staję się lepszym człowiekiem - kąciki jego ust uniosły się lekko i w mgnieniu oka złączył nasze usta. Całował subtelnie i delikatnie, co było dosyć dziwne z jego strony, ale mimo to podobało mi się.
- Powiedzmy, że ci wierzę - zaśmiałam się pod nosem. - Więc zadzwonię do Lizz i pójdziemy na Piątkowy Melanż razem.
Nie podobał mu się ten pomysł. To było łatwo dostrzec, bo jego szczęka momentalnie zesztywniała, a zarys kości policzkowych stał się dwa razy wyraźniejszy.
- Heaven, przecież prosiłem... Dlaczego do cholery mnie nie posłuchasz?
- Dlaczego do cholery nie chcesz żebym tam poszła? - zmarszczyłam brwi
Zbliżył się do mnie. 
- Bo ta dzielnica jest niebezpieczna.
______________________

Tamrararararam! 
I jak po przeczytaniu 1? Nie zapomnijcie wyrazić swojej opinii w komentarzu, to naprawdę duża motywacja :) Jeśli chcecie być informowani na bieżąco o nowych rozdziałach, to zachęcamy do pozostawienia po sobie nicku z Twittera, bądź czegokolwiek, bylebyśmy tylko trafiły do odpowiedniej osoby.
Nie ma co tu dużo mówić. Bądźcie gotowi na ciąg dalszy...
Mania&Ola